Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/62

Ta strona została skorygowana.

wiąc o tem wszystkiem. Czuję się tak szczęśliwym, że nawet staję się złym; zapomniałem o wszystkiem. Dzisiaj dowiedziałem się, że brat mój Mikołaj... znasz go przecież, jest tutaj... zapomniałem i o nim nawet, gdyż zdaje mi się, że i on musi być szczęśliwym. Jestem jakby w pewnego rodzaju obłędzie. Jednej tylko rzeczy lękam się... Ty już ożeniłeś się, znasz więc zapewne to uczucie... lękam się, że my, ludzie nie pierwszej już młodości, mamy już za sobą przeszłość bogatą nie w miłość, ale w grzechy... i nagle zbliżamy się do istoty czystej, niewinnej; jest to wstrętnem, i dlatego też każdy z nas musi uważać się za niegodnego.
— Ty przecież masz nie wiele grzechów na sumieniu.
— W każdym razie — odparł Lewin — ze wstrętem odwracam się od mej przeszłości, lękam się jej, przeklinam ją i gorzko żałuję...
— Tak zawsze bywa na świecie — my nic na to nie poradzimy — uspokajał go Stepan Arkadjewicz.
— Pociesza mnie tylko ta modlitwa, którą zawsze lubiłem, że nie według mych zasług, lecz według miłosierdzia sądzonym będę, może więc i ona mi wybaczy.

XI.

Lewin wypił swój kieliszek i obaj na czas jakiś zamilkli.
— O jednem tylko muszę ci jeszcze powiedzieć. Znasz Wrońskiego? — zapytał Stepan Arkadjewicz.
— Nie, nie znam. Dlaczego pytasz mnie o to?
— Podaj drugą butelkę — zwrócił się Stepan Arkadjewicz do tatara, który chciał dolewać kieliszki i kręcił się bezustanku koło stołu właśnie wtedy, gdy był najmniej potrzebnym.
— Dlatego, żeś powinien wiedzieć o tem, że Wroński, to jeden z twych współzawodników.
— Co to za jeden ten Wroński? — zapytał Lewin, i w oczach jego, przed chwilą tak dziecięco-naiwnych, któ-