szczęśliwą, o niczem innem mówić nie mogła. Wiedziała, że w ten lub inny sposób wypowie Annie wszystko — i cieszyła ją ta myśl, że wypowie wszystkie swe zmartwienia, to znów irytowała ją konieczność rozmawiania o swem poniżeniu z Anną, z jego siostrą, i słuchania od niej z góry już obmyślonych frazesów, pełnych rad i pociechy.
Oczekując Anny lada chwila i ciągle spoglądając na zegar, Dolly, jak to zdarza się często, przepuściła tę właśnie chwilę, w której gość przyjechał, i nie słyszała wcale dzwonka.
Gdy usłyszała szelest sukni i lekkie kroki, i gdy obejrzała się, na zmęczonem jej obliczu, mimowoli zupełnie, odbiła się nie radość, lecz zadziwienie; po chwili wstała i ucałowała bratowę.
— Jużeś przyjechała? — rzekła, witając się z nią.
— Dolly, jak mnie to cieszy, że cię widzę!
— I ja się cieszę bardzo — odrzekła Dolly, uśmiechając się lekko i starając się ze spojrzenia Anny domyślić, czy bratowa już wie wszystko. „Zapewne wie“ — pomyślała, zauważywszy wyraz współczucia w oczach Anny. — Chodźmy, zaprowadzę cię do twego pokoju — mówiła, chcąc o ile możności oddalić chwilę stanowczej rozmowy.
— To Grysza? Mój Boże, jak on urósł! — rzekła Anna, całując siostrzeńca i patrząc się ustawicznie na Dolly i po chwili rumieniąc się cała. — Pozwól mi zostać tutaj.
Zaczęła zdejmować chustkę, kapelusz i, zaczepiwszy nim o promień swych czarnych, wijących się włosów, kręcąc głową, odczepiała zaplątany lok.
— Jaśniejesz szczęściem i zdrowiem! — odezwała się Dolly prawie z zazdrością.
— Ja?... tak — odpowiedziała Anna. — Ach, mój Boże! Tania! rówieśnica mego Sieroży — zawołała, widząc wbiegającą do pokoju dziewczynkę, i wzięła ją na ręce i zaczęła całować. — Śliczna dziewczynka, śliczna! Pokaż mi wszystkie dzieci, moja kochana!
Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/99
Ta strona została skorygowana.