odwołać swych słów. Gdy Wroński przypomniał sobie żonę brata, tę dobrą, miłą Warję, która przy każdej sposobności dawała mu do zrozumienia, iż pamięta o jego wspaniałomyślności i ocenia ją, Wroński przekonywał się, że w żaden sposób nie zdobędzie się na to, aby cofnąć braterstwu swój hojny dar, nie był w stanie uczynić tego, również jak uderzyć kobietę, ukraść lub skłamać. Można było i należało zrobić tylko jedno, na co też Wroński i zdecydował się, a mianowicie dostać pieniędzy od lichwiarza, mniej więcej 10.000 rubli, co nie będzie przedstawiało zbyt wielkich trudności, ograniczyć w ogóle swe wydatki i sprzedać wyścigowe konie. Powziąwszy ten zamiar, Wroński napisał natychmiast parę słów do Rolandakiego, który już kilka razy oświadczał chęć kupienia jego stajni. Potem posłał niezwłocznie po anglika i po lichwiarza, i rozdzielił posiadaną gotówkę. Skończywszy ze sprawami finansowemi, Wroński napisał krótki i chłodny list do matki, potem wyjął z pugilaresu trzy listy Anny, przeczytał je, spalił i przypomniawszy sobie swą wczorajszą rozmowę z nią, zamyślił się.
Życie Wrońskiego było dlatego szczególnie szczęśliwem, że miał on pewne, nie ulegające wątpliwości zasady, które określały jak należy, a jak nie należy postępować. Zasady te obejmowały bardzo mały krąg, lecz za to były niewzruszone i Wroński nie przekraczając nigdy zakreślonego przez nie koła, nie wahał się też ani na chwilę w spełnianiu tego, co powinno było być spełnianem. Zasady te głosiły, iż należy zapłacić szulerowi, krawcowi zaś można nie płacić; iż w stosunkach z mężczyznami nie można kłamać, z kobietami zaś można; że oszukiwać nikogo nie można, ale męża można; że nie można dać się obrażać, lecz że można obrażać i t. d. Wszystkie te zasady mogły być nierozumne, niewłaściwe, lecz nie ulegały wątpliwości i po-