Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/109

Ta strona została skorygowana.

szyję pod kran umywalni, Wroński rękoma wycierał sobie kark i głowę; skończywszy się myć, siadł koło Sierpuchowskiego. Przyjaciele siedzieli na małej kanapce i zawiązała się pomiędzy nimi rozmowa interesująca nadzwyczaj ich obydwóch.
— Miewałem od żony wiadomości o tobie — rzekł Sierpuchowskoj — cieszyłem się bardzo, żeś widywał ją często.
— Twoja żona jest wielką przyjaciółką mojej bratowej i są to jedyne kobiety w Petersburgu, z któremi lubię się widywać — odparł z uśmiechem Wroński, który uśmiechał się na myśl, iż zgaduje, o czem będą rozmawiać: sprawiało mu to przyjemność.
— Jedyne? — z uśmiechem zapytał Sierpuchowskoj.
— Tak, a o tobie wiedziałem nie tylko przez twoją żonę — odparł Wroński surowo, dając do zrozumienia, że nie życzy sobie żadnych uwag tego rodzaju — powodzenie twoje cieszy mnie, chociaż nie dziwię się mu wcale, owszem, spodziewałem się więcej po tobie. Sierpuchowskoj uśmiechnął się, widać było, że mniemanie, jakie Wroński ma o nim, sprawia mu przyjemność i że nie widzi żadnej dobrej racyi, dla której miałby ukrywać swe zadowolenie.
— Ja zaś przeciwnie, przyznam ci się otwarcie, że liczyłem na znacznie mniejsze. W każdym razie sprawia mi to ogromną przyjemność. Jestem ambitny i to jest moja słaba strona, do której przyznaję się.
— Nie przyznawałbyś się tak szczerze do niej, gdyby ci się nie powodziło tak świetnie — rzekł Wroński.
— Nie zdaje mi się — odparł z uśmiechem Sierpuchowskoj — nie twierdzę, aby życie bez tego było nic nie warte, ale w każdym razie byłoby nudnem. Rozumie się, iż mogę się mylić, lecz zdaje mi się, że mam pewne zdolności do tego rodzaju działalności, jaką obrałem sobie i w mem ręku każda władza, jaką będę kiedykolwiek posiadał, będzie bezwarunkowo odpowiedniej użytą, niż w ręku wielu,