Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/132

Ta strona została skorygowana.

— Ja gospodaruję po chłopsku i wszystkiego sam przypilnuję. Złego robotnika przepędzam w tej chwili, damy sobie jakoś rady i bez niego.
— Ojcze, Finogen kazał przynieść dziegciu — rzekła baba w kaloszach, wchodząc do izby.
— Otóż to tak, panie! — odezwał się stary, wstając, poczem przeżegnał się pobożnie, podziękował Lewinowi i wyszedł.
Gdy Lewin wszedł do kuchni, aby wywołać swego stangreta, zastał tam wszystkich mężczyzn przy stole. Baby usługiwały im i nie siadały do jedzenia. Syn gospodarza, młody chłop, z którego tryskało zdrowie, z ustami pełnemi kaszy opowiadał coś wesołego i śmiesznego, i wszyscy śmiali się, najgłośniej zaś baba w kaloszach, która dolewała właśnie kapuśniaku do miski.
Niebrzydka twarz baby przyczyniła się zapewne do wywołania u Lewina wrażenia ładu i porządku, panującego w całem gospodarstwie, wrażenie jednak, jakie Lewin wyniósł z tego włościańskiego domu, było do tego stopnia silnem, że Lewin nie mógł długo uwolnić się od niego i przez resztę drogi pomimowoli przypominał sobie to gospodarstwo, jak gdyby było w niem coś takiego, na co należało zwrócić konieczną uwagę.

XXVI.

Swiażski był marszałkiem szlachty swego powiatu; starszy o pięć lat od Lewina, był już od dawna żonatym. Mieszka przy nim młodsza siostra jego żony, sympatyczna bardzo dla Lewina panienka. Lewin wiedział, że Świażski i jego żona chcą wydać za niego tę pannę. Wiedział o tem napewno, jak wiedzą to zawsze młodzi ludzie, którzy są t. zw. partyą. Lewin nie odważyłby się jednak nigdy powiedzieć o tem komubądź, gdyż wiedział również, że tak samo nie może ożenić się z nią, nawet gdyby nie był zako-