Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/146

Ta strona została skorygowana.

Pożegnawszy się z paniami i obiecawszy im, że i jutrzejszy cały dzień będzie jeszcze bawić i pojedzie razem z niemi konno do lasu, Lewin przed udaniem się do swego pokoju, zaszedł do gabinetu gospodarza, skąd chciał wziąć parę książek o kwestyi robotniczej, które Świażski obiecał mu dać.
Gabinet Świażskiego, był to ogromny pokój, zastawiony szafami z książkami i dwoma stołami: jednym ciężkim do pisania, stojącym na środku, i drugim okrągłym, na którym były ułożone w kształcie gwiazdy koło lampy ostatnie numery gazet i dzienników w różnych językach. Koło biurka stała szafka z szufladkami; na każdej szufladce widniała tabliczka ze złotym napisem, oznaczającym, jakiego rodzaju papiery leżały w niej.
Świażski wyjął z szafy książki i siadł na bujającym się fotelu.
— Co pana tak zaciekawiło? — zapytał Lewin, który stojąc koło okrągłego stołu przeglądał pisma.
— Znajdzie pan tutaj nadzwyczaj ciekawy artykuł — rzekł po chwili, wskazując na miesięcznik, który Lewin właśnie trzymał w ręku — pokazuje się, że sprawcą rozbioru Polski był zupełnie nie Fryderyk... pokazuje się...
I Świażski ze zwykłą mu ścisłością opowiedział treściwie dość ważne i interesujące odkrycia. Pomimo to, że Lewina zajmowała obecnie najbardziej myśl o gospodarstwie, przysłuchując się Świażskiemu, pomimowoli zadawał sobie pytanie: „Co tam w nim siedzi? I dlaczego interesuje go tak rozbiór Polski?“ Gdy Świażski skończył, Lewin machinalnie zapytał: „A więc cóż z tego?“ Lecz z tego nic nie było, prócz tego, że „pokazuje się“ i t. d.
Lecz Świażski nie powiedział Lewinowi i nie uznał za stosowne powiedzieć, dlaczego ta kwestya tak go interesuje.
— W każdym razie zajął mnie nadzwyczaj ten gniewający się obywatel — rzekł Lewin z westchnieniem — to rozumny człowiek i miał słuszność pod wieloma względami.