miocie i miał zamiar pojechać pod jesień za granicę, aby tam na miejscu zbadać rzecz całą, gdyż niechciał, aby i co do tego nie stało się z nim to samo, co często zdarzało się mu w najrozmaitszych kwestyach. Trafiało się, iż z chwilą, gdy zacznie pojmować dowodzenia osoby, z którą rozmawia i wyłuszczać jej swoje poglądy, ta przerywa mu nagle i powiada: „A Kaufmann, a Jones, a Dubois, a Mitchelli? Pan ich nie czytał, a przecież oni twierdzą zupełnie to samo.“
Lewin był teraz zupełnie przekonanym, że i Kaufmann i Mitchelli nie mają mu nic do powiedzenia, gdyż wiedział już to, co pragnął wiedzieć: wiedział, że Rosya ma świetne grunta, doskonałych robotników, że w niektórych wypadkach, jak naprzykład u chłopa na połowie drogi, i ziemia i robotnicy wytwarzają dużo, w większości zaś wypadków, gdy wkłada się kapitał, wytwarzają mało, co pochodzi tylko z tego, że robotnicy chcą pracować i pracują dobrze tylko na swój, właściwy sobie sposób, i że to przeciwdziałanie ich nie jest wypadkowem, lecz stałem zjawiskiem, spowodowanym duchem narodu. Lewin był zdania, że naród rosyjski, powołany do zaludniania i uprawiania ogromnych rolnych przestrzeni, dopóki wszystkie ziemie nie będą zajęte, kierować się będzie swymi własnymi poglądami na te rzeczy, i że poglądy ludu wcale a wcale nie są tak błędne, jak to ogólnie przypuszczają. Lewin pragnął dowieść tego teoretycznie w swem dziele, a praktycznie na swem gospodarstwie.
W końcu września zwieziono budulec na zabudowania, które miały stanąć na ziemi oddanej arteli, sprzedano masło i podzielono się zyskami.
Na praktyce gospodarstwo szło świetnie, przynajmniej tak się zdawało Lewinowi. Aby teoretycznie wyjaśnić sobie rzecz całą i skończyć swe dzieło, które w marzeniach Lewina powinno było sprawić przewrót nietylko w ekonomii