Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/176

Ta strona została skorygowana.

„Głupie bydlę! czyżbym ja był podobny do niego?“ — myślał.
W każdym razie, gdy po upływie tygodnia książę wyjeżdżał do Moskwy, Wroński, żegnając go, ucieszył się, że pozbył się już tego kłopotu i tego nieprzyjemnego lustra. Pożegnał się z księciem na stacyi, dokąd przyjechali prosto z polowania na niedźwiedzie, na którem całą noc dawali dowody swej rosyjskiej tężyzny.

II.

Wróciwszy do domu, Wroński znalazł u siebie list od Anny. Anna pisała: „Jestem chora i nieszczęśliwa; nie mogę wychodzić z domu i nie mogę niewidzieć cię. Bądź u mnie dzisiaj wieczorem; o siódmej Aleksiej Aleksandrowicz jedzie na posiedzenie i przed dziesiątą nie będzie go w domu.“
Wroński zadziwił się bardzo, że Anna pomimo żądania męża, zaprasza go do swego domu, jednak po chwilowem wahaniu postanowił pojechać.
W ciągu zimy Wroński zaawansował na pułkownika, wyszedł z pułku i mieszkał zupełnie samotnie. Zjadłszy śniadanie, położył się zaraz na kanapie; po upływie pięciu minut wspomnienia wstrętnych scen, jakie widział w ciągu ostatnich dni, poplątały się i powiązały z postaciami Anny i chłopa, prowadzącego obławę na polowaniu; wreszcie Wroński usnął. Gdy obudził się, drżąc ze strachu i gdy zapalił świecę, było już zupełnie ciemno. „Co takiego? Co? Czego przestraszyłem się tak we śnie? Tak, tak... zdaje się, że mały, brudny chłop, z potarganą brodą, pochylił się, coś robił, i nagle zaczął mówić po francusku jakieś dziwne słowa. Tak, nic więcej nie widziałem we śnie — rzekł — ale dlaczego sen ten wydał mi się tak strasznym?“ Nagle Wroński przypomniał sobie znowu chłopa i te dziwne francuskie słowa, jakie chłop mówił i mrowie przeszło go po plecach. „Co za głupstwo!“ — pomyślał i spojrzał na zegarek.