Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/188

Ta strona została skorygowana.

że aż czerwona pręga pokazała się od bransoletki, którą nacisnął, posadził żonę gwałtem na krześle.
— Podłość? Pragnie pani używać tego wyrazu, to niech pani wie, że podłością jest rzucać męża i syna dla kogoś tam i jeść chleb męża...
Anna pochyliła głowę; nietylko, że nie powiedziała tego, co mówiła wczoraj Wrońskiemu, ale nawet nie pomyślała tego, gdyż widziała całą słuszność słów męża, odpowiedziała więc tylko po cichu:
— Niema pan pojęcia, do jakiego stopnia położenie moje jest przykrem, ja jedna tylko wiem o tem najlepiej; ale czemu pan mi to mówi?
— Dlaczego ja to mówię, dlaczego? — ciągnął Aleksiej Aleksandrowicz gniewnie — dlatego, żeby pani wiedziała, że ponieważ nie zastosowałaś się do mych życzeń i nie raczy pani zachowywać najmniejszych pozorów przyzwoitości, ja przedsięwezmę odpowiednie kroki, aby raz już skończyć z tem wszystkiem.
— Niezadługo skończy się i bez tego — rzekła Anna, i znowu łzy zakręciły się jej w oczach na myśl o bliskiej, a pożądanej obecnie śmierci.
— Skończy się prędzej, nim oboje przypuszczacie! Tak, pani pamięta tylko o sobie!... Cierpienia zaś człowieka, który był mężem pani, nic panią nie obchodzą, i nie wywiera to na pani żadnego wrażenia, że życie jego całe jest złamane i że on tyle cierpiał... Aleksiej Aleksandrowicz mówił tak prędko, że zająknął się i w żaden sposób nie mógł wymówić tego ostatniego wyrazu i przekręcił go zupełnie. Annę rozśmieszyło to, zawstydziła się jednak natychmiast, iż w takiej chwili co bądź może się jej wydawać śmiesznem i po raz pierwszy postawiła się w położeniu męża, i żal jej się stało Aleksieja Aleksandrowicza. Cóż jednak mogła rzec lub uczynić? Pochyliła głowę i milczała. Aleksiej Aleksandrowicz również pomilczał czas jakiś, poczem zaczął znowu mówić już nie takim pi-