Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/189

Ta strona została przepisana.

skliwym ale obojętnym głosem, przyczem kładł nacisk na pierwsze lepsze wyrazy, niemające szczególnego znaczenia.
— Przyszedłem oznajmić pani — rzekł...
Anna spojrzała na niego.
„Nie, to mi się tylko zdawało“ — pomyślała, przypominając sobie wyraz jego twarzy, gdy zająknął się i niemógł wymówić słowa przecierpiał — „bo doprawdy czyż może człowiek z takiemi mętnemi oczyma, z takim niewzruszonym spokojem, myśleć lub odczuwać cokolwiek?“
— Ja nie mogę nic zmienić — szeptała.
— Przyszedłem oznajmić pani, że wyjeżdżam jutro do Moskwy i że nie powrócę więcej do tego domu, a o raojem postanowieniu będzie mieć pani wiadomość od adwokata, któremu oddam sprawę rozwodową. Syna zaś mego umieszczę u mojej siostry — rzekł Aleksiej Aleksandrowicz, przypominając sobie z wysiłkiem, co chciał powiedzieć o synu.
— Sieroża potrzebnym jest panu, aby wyrządzić mi przykrość — odrzekła Anna, patrząc ponuro na męża. — Pan nie kocha go... Niech mi pan zostawi Sierożę!...
— W istocie, wobec tego straciłem miłość nawet względem syna, gdyż i z nim połączony jest wstręt, jaki mam dla pani; w każdym jednak razie zabieram go. — A teraz żegnam panią!
I Aleksiej Aleksandrowicz chciał odejść, lecz Anna zatrzymała go.
— Aleksieju Aleksandrowiczu, zostaw mi pan Sierożę! — szepnęła raz jeszcze. — Niemam już nic więcej do powiedzenia... zostaw pan tylko Sierożę do mojej... ja niezadługo... niech go pan zostawi!...
Aleksiej Aleksandrowicz zżymnął się i nic więcej nie mówiąc uwolnił swą rękę z jej dłoni i wyszedł z pokoju.