Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/213

Ta strona została skorygowana.

Powracając do salonu, Stepan Arkadjewicz spotkał się z Konstantym Lewinem.
— Spóźniłem się?
— Czyż ty możesz kiedykolwiek nie spóźniać się! — rzekł Stepan Arkadjewicz, biorąc go pod rękę.
— Masz dzisiaj dużo gości? Któż tam jest w salonie? — zapytał Lewin, rumieniąc się pomimowoli i otrzepując rękawiczką śnieg z czapki.
— Wszyscy swoi... jest i Kiti. Chodźmy, to zaznajomię cię z Kareninem.
Pomimo swego liberalizmu Stepan Arkadjewicz wiedział, że znajomość z Kareninem nie może niebyć pochlebną i dlatego obdarzał nią swych najlepszych przyjaciół. Lecz w danej chwili Konstanty Lewin nie był w stanie odczuć całej rozkoszy, jaką sprawia taka znajomość. Od owego pamiętnego wieczoru, na którym poznał Wrońskiego, nie spotykał jeszcze Kiti, jeśli nie liczyć tej krótkiej chwili, gdy widział ją jadącą gościńcem. W głębi duszy Lewin wiedział, że dzisiaj zobaczy się tutaj z Kiti. Lecz chcąc być zupełnie pewnym siebie, usiłował przekonać siebie samego, że nic o tem nie wie. Teraz zaś, usłyszawszy, że ona jest tutaj, uczuł nagle taką radość i zarazem taki przestrach, że o mało co nie stracił tchu i nie mógł wymówić tego, co chciał powiedzieć.
„Jaką ona jest teraz? Czy taką jak przedtem? czy taką jak wtedy w karecie? A może Darja Aleksandrowna mówiła prawdę? Dlaczego to nie mogłoby być prawdą?“ — myślał Lewin.
— Ach, mój kochany, bądź tak łaskaw i zaznajom mnie z Kareninem! — wymówił w końcu z trudnością i po rozpaczliwym wysiłku zdecydował się nareszcie wejść do salonu.
Kiti nie była ani taką jak dawniej, ani taką jak w karecie, była zupełnie inną; była wystraszoną, nieśmiałą, zawstydzoną i wskutek tego jeszcze bardziej zachwycającą; spostrzegła Lewina natychmiast, gdy wszedł do salonu, czekała na niego; uradowała się i natychmiast do tego stopnia