w każdym razie nie widzę racyi, dla którejbym musiał troszczyć się o to.
— To jest w jaki spogób?
— Nie, gdyśmy już raz zaczęli rozmawiać, to objaśnij mi to z filozoficznego punktu zapatrywania się — rzekł Lewin.
— Nie rozumiem na co filozofia — rzekł Siergiej Iwanowicz takim tonem, że jak zdawało się Lewinowi, starszy brat nie uznaje, aby on, Lewin, miał prawo rozprawiać o filozofii; to przypuszczenie rozdrażniło Lewina.
— Oto na co! — zaczął mówić, unosząc się — zdaje mi się, że motorem wszystkich naszych działań, jest w każdym razie nasza osobista pomyślność. Obecnie ja jako szlachcic nie widzę w instytucyach ziemskich nic takiego, coby współdziałało mej pomyślności. Drogi nie poprawiły się i nie mogą w żaden sposób poprawić się, a konie moje wciąż muszą wozić mnie po złych. Doktora i punktu lekarskiego nie potrzebuję. Sędzia pokoju jest mi niepotrzebnym, nigdy nie zwracam się do niego, i nigdy nie zwrócę się. Szkół nietylko, że nie potrzebuję, lecz, jak ci to już mówiłem, szkodzą mi one tylko. Zapatruję się na instytucye ziemskie, jako na obowiązek płacenia ośmnastu kopiejek z dziesięciny, jeżdżenia do miasta, nocowania z pluskwami i słuchania najrozmaitszych głupstw i banialuk, osobistego zaś pożytku nie widzę w nich zupełnie.
— Pozwól — przerwał z uśmiechem Siergiej Iwanowicz — osobisty pożytek nie zachęcał nas wcale do pracy nad oswobodzeniem włościan, a jednak pracowaliśmy.
— Nie! — przerwał mu Konstanty unosząc się coraz bardziej — oswobodzenie włościan, to rzecz inna: mieliśmy w tem osobisty interes, gdyż chcieliśmy zrzucić z siebie to jarzmo, które uciskało nas wszystkich uczciwych ludzi. Lecz być członkiem ziemstwa, rozprawiać o tem, jak przeprowadzić rury w mieście, w którem nie mieszkam wcale, być sędzią przysięgłym i sądząc chłopa, który ukradł szynkę, przysłuchiwać się przez sześć godzin wszystkiemu, co plotą
Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/22
Ta strona została skorygowana.