Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/222

Ta strona została przepisana.

— A przysłowie? — rzekł książę, który oddawna już przysłuchiwał się rozmowie i spoglądał z ironicznym uśmiechem na rozmawiających — przy córkach można: włosy długie...
— To samo myślano o murzynach, zanim zniesiono niewolnictwo! — odezwał się gniewnie Piescow.
— Mnie to tylko dziwi, że kobiety poszukują ciągle nowych dróg dla swej działalności, gdy jednocześnie widzimy na nieszczęście, że mężczyźni zaniedbują swoje zwykle.
— Obowiązki bywają zwykle połączone z pewnymi przywilejami: władzą, wynagrodzeniem pieniężnem, zaszczytami; tego właśnie pragną kobiety — rzekł Pieśców.
— To tak samo, jak ja bym pragnął mieć prawo pełnić obowiązki mamki i obrażał się, że kobietom płacą za to, a mnie nie — zauważył stary książę.
Turowcyn wybuchnął głośnym śmiechem, a Siergiej Iwanowicz żałował, że to nie jemu udało się powiedzieć; nawet Aleksiej Aleksandrowicz uśmiechnął się.
— Przypuśćmy, lecz mężczyzna nie może karmić — rzekł Piescow — tylko kobieta.
— Przecież Anglik na okręcie wykarmił swoje dziecko — rzekł stary książę, pozwalając sobie w obecności córek na trochę pieprzny żart.
— Ilu jest takich Anglików, tyleż i kobiet będzie urzędnikami — rzekł Siergiej Iwanowicz.
— Dobrze, ale cóż ma robić dziewczyna nie mająca rodziny? — ujął się Stepan Arkadjewicz, przypominając sobie Czybisową, o której ciągle myślał, współczując z Piescowem i stając po jego stronie.
— Gdy dobrze zbadamy historye takiej dziewczyny, to przekonamy się, iż dziewczyna ta rzuciła rodzinę swoją lub swej siostry, gdzieby mogła znaleźć odpowiednie dla siebie zajęcie — rzekła Darja Aleksandrowna z rozdrażnieniem, wtrącając się niespodzianie do rozmowy. Dolly domyśliła się zapewne, jaką dziewczynę Stepan Arkadjewicz ma na myśli.