adwokaci i prokuratorzy, i jak prezydujący zapytuje mego starego głupowatego Aleszkę: „czy pan, panie podsądny, uznaje fakt ukradzenia szynki?“ — „Aś?“
Konstanty odbiegł już od przedmiotu i zaczął przedrzeźniać prezydującego i głupowatego Aleszkę, gdyż zdawało mu się, że to wszystko należy do rzeczy.
Lecz Siergiej Iwanowicz wzruszył ramionami i zapytał:
— Więc co chcesz przez to powiedzieć?
— Chcę powiedzieć, że te prawa, które mnie... które bronią mych interesów, bronić z całych sił będę zawsze: gdy robiono u nas u studentów rewizye i gdy żandarmi czytywali nasze listy, gotów byłem wszystkiemi siłami bronić swych praw, jakie posiadam jako człowiek wykształcony i swobodny. Rozumiem powszechną służbę wojskową, która dotyczy mych dzieci i braci, i mnie samego, gotów jestem rozważać to, co mnie obchodzi, lecz rozmyślać nad tem, co zrobić z czterdziestoma tysiącami ziemskich pieniędzy lub sądzić Aleszkę głupowatego, ja nie mogę, gdyż nie rozumiem tego.
Konstanty Lewin mówił tak, jak gdyby tama jego wymowy została przerwaną. Siergiej Iwanowicz uśmiechnął się.
— A jutro możesz stawać przed sądem: czyżby ci było przyjemniej stawać przed dawną izbą kryminalną?
— Nie będę stawał przed sądem, gdyż nikogo nie zarżnąłem, ani nie potrzebuję zarzynać. W każdym razie — mówił dalej Konstanty, znów przeskakując na temat nie mający żadnego związku z poprzedniemi jego słowami — nasze ziemskie instytucye podobne są do brzózek powtykanych w ziemię, jak to bywa na Zielone Święta; brzózki te mają udawać las, który w Europie sam wyrósł, nie mogę więc z przejęciem się podlewać tych brzózek i wierzyć w nie.
Siergiej Iwanowicz wzruszył tylko ramionami, chcąc tym gestem wyrazić swe zdumienie, skąd w ich rozmowie wzięły się te brzózki, chociaż doskonale rozumiał, co Konstanty, mówiąc o nich, ma na myśli.
Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/23
Ta strona została skorygowana.