Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/243

Ta strona została przepisana.

sza chciała mu oznajmić o swojem i jego szczęściu, chciała więc zobaczyć się z nim i cieszyła się tą myślą, i trwożyła, i wstydziła, i sama nie wiedziała co robić. Słyszała jego kroki i głos, i czekała za drzwiami na wyjście mademoiselle Linon. Nareszcie mademoiselle Linon wyszła. Ona, nie myśląc, nie pytając się jak i co, podeszła ku niemu i zrobiła to, co zrobiła.
— Chodźmy do mamy! — rzekła, ujmując go za rękę. On długo nie był w stanie odezwać się, nie dlatego, aby bał się zepsuć słowami napięcie swego uczucia, lecz czul, że ile razy będzie chciał cobądź wyrzec, zamiast słów trysną mu łzy szczęścia; wziął ją za rękę i pocałował.
— Czyżby to było prawdą? — odezwał się nareszcie stłumionym głosem — nie mogę uwierzyć, że mnie kochasz!...
Ona uśmiechnęła się z tego „ty“ i z tej nieśmiałości, z jaką spojrzał na nią.
— Tak! — odparła powoli ze szczególną intonacyą. — Jestem taka szczęśliwa!
Nie wypuszczając jego ręki weszła do salonu. Księżna, ujrzawszy ich, poczęła prędko oddychać i rozpłakała się natychmiast i w tej samej chwili roześmiała się, i krokiem pełnym energii, jakiej Lewin nie spodziewał się po niej, podbiegła ku nim i objąwszy głowę Lewina, pocałowała go i zwilżyła mu policzki łzami.
— Więc wszystko skończone. Cieszę się bardzo... kochaj ją... cieszę się z tego... Kiti!
— Prędko urządziliście się! — odezwał się stary książę, usiłując być obojętnym, lecz Lewin zauważył, że w chwili, gdy zwracał się ku niemu, książę miał wilgotne oczy. — Oddawna już, zawsze życzyłem sobie tego! — mówił książę dalej, biorąc Lewina za rękę i przyciągając go do siebie — jeszcze wtedy, gdy ten trzpiot chciał...
— Papo! — przerwała mu Kiti i ręką zamknęła ojcu usta.