Iwanowicz nie rozumie słów jego: czy dlatego, że on, Lewin, nie umie jasno wypowiedzieć tego, co chce powiedzieć, czy dlatego, że brat nie chce, czy też, że nie może go zrozumieć. Lecz Konstanty nie zagłębiał się w tych myślach i nie odpowiadając bratu, zamyślił się zupełnie o czem innem, o swych sprawach osobistych.
Siergiej Iwanowicz zwinął ostatnią wędkę, odwiązał konia, poczem bracia powrócili do domu.
Następująca osobista sprawa zajmowała Lewina podczas rozmowy z bratem: przyjechawszy raz w zeszłym roku na łąkę i rozgniewawszy się na ekonoma, Lewin zastosował zwykły swój środek na uspokojenie się, wziął kosę od chłopa i zaczął kosić.
Praca ta podobała mu się do tego stopnia, że parę razy próbował kosić, skosił całą łączkę przed domem i w tym roku, na wiosnę jeszcze, ułożył sobie projekt, że będzie po całych dniach kosił z chłopami. Gdy brat przyjechał, Lewin począł się wahać: kosić, czy nie kosić? Nie chciał brata zostawiać samego po całych dniach, prócz tego obawiał się, aby Siergiej Iwanowicz nie wyśmiewał jego zachcianek. Lecz przeszedłszy się po łące i przypomniawszy swe zeszłoroczne wrażenia, Lewin zdecydował się już prawie wziąć osobisty udział w sianożęciu; obecnie zaś, po dość drażliwej rozmowie z bratem, przypomniał sobie znów o swym zamiarze. „Potrzeba mi koniecznie fizycznego ruchu, gdyż charakter mój psuje się stanowczo“ — pomyślał i postanowił kosić, chociaż wiedział, że na razie będzie go krępowała obecność brata i robotników.
Nad wieczorem Konstanty Lewin poszedł do kancelaryi, wydał polecenie co do robót i kazał posłać na wieś po kosiarzy, aby zeszli się nazajutrz rano na Kalinowej łące, największej i najlepszej.