Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/257

Ta strona została skorygowana.
XVIII.

Po rozmowie z Aleksiejem Aleksandrowiczem Wroński wyszedł na ganek domu Kareninych i stanął, zaledwie zdając sobie sprawę, gdzie znajduje się i dokąd ma jechać lub iść. Czuł się zawstydzonym, upokorzonym, winnym i pozbawionym możności zmycia swego upokorzenia; czuł się wykolejonym ze zwykłego trybu życia, którym dotychczas kroczył z taką dumą i łatwością. Nagle wszystkie przyzwyczajenia i zasady jego życia, które dotąd wydawały się niewzruszonemi, okazały się chwiejnemi i nie dającemi się zastosować. Oszukiwany mąż, który dotąd zdawał się być mizernem stworzeniem, wypadkową i trochę komiczną przeszkodą na drodze do szczęścia, został nagle postawionym przez tę przeszkodę właśnie na wzbudzającej szacunek wysokości, i ten mąż, postawiony na tej wysokości, okazał się nie fałszywym, nie złym, nie śmiesznym, lecz owszem dobrym, prawym i wspaniałomyślnym. Wroński nie mógł nie poznać się na tem. Role zmieniły się nagle; Wroński widział jego wyższość i swoje poniżenie, słuszność po jego, niesłuszność po swojej stronie; ujrzał, że mąż nawet i w nieszczęściu swojem był szlachetnym, a on sam lichym i tuzinkowym w swem oszustwie. Lecz to poczucie niższości wobec człowieka, którym tak niesprawiedliwie pogardzał, było tylko małą częścią jego troski, gdyż czuł się teraz niewypowiedzianie nieszczęśliwym, ponieważ namiętność jego ku Annie, która, o ile mu się zdawało, ostatniemi czasy, ochłódła, obecnie, gdy wiedział, że Annę utracił już na zawsze, wzmogła się tak, jak nigdy przedtem. I teraz właśnie, gdy ją poznał, i pokochał tak, jak naprawdę trzeba kochać, został upokorzonym w jej oczach i utracił ją na zawsze, pozostawiając o sobie li tylko smutne wspomnienie. Najstraszniejszą jednak była ta śmieszna, haniebna pozycya jego, gdy Karenin odejmował mu ręce od twarzy, którą piekło uczucie wstydu.