Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/259

Ta strona została skorygowana.

„Zasnąć! zasnąć!“ — powtarzał. Lecz gdy zamykał oczy, jeszcze wyraźniej widział twarz Anny.
„Tego niema i nie będzie, i ona chce zatrzeć to w swoich wspomnieniach. A ja nie mogę żyć bez tego... jakżeż więc pogodzimy się, jakżeż więc pogodzimy się?“... — rzekł głośno i nieprzytomnie, i począł powtarzać tych parę wyrazów. Powtarzanie to powstrzymywało tworzenie się nowych obrazów i wspomnień, które odczuwał, jak kłębiły się po głowie. Lecz powtarzanie paru wyrazów powstrzymywało wyobraźnię nie na długo; z nadzwyczajną szybkością przesuwały mu się przed oczyma lepsze, szczęśliwsze chwile, a wraz z niemi i niedawno doznane poniżenie. — „Odejmij ręce!“ — mówi głos Anny. On odejmuje ręce, i Wroński czuje teraz jeszcze piekące rumieńce wstydu i śmieszny, głupi wyraz twarzy.
Leżał ciągle, starając się zasnąć, chociaż czuł, że niema najmniejszej nadziei, aby udało mu się zasnąć i powtarzał wciąż szeptem wyrazy, które wypadkiem przyszły mu na myśl, chcąc przeszkodzić w ten sposób tworzeniu się nowych obrazów. Zaczął przysłuchiwać się i usłyszał dziwnym szeptem, szeptem waryata, powtarzane wciąż wyrazy: „nie umiał cenić, nie umiał korzystać!“
„Cóż to?... czyż ja dostaję obłędu?“ — rzekł sam do siebie. — „Być może... z czegóż ludzie warjują? z jakiego powodu strzelają do siebie?“ — odparł sam sobie i otworzywszy oczy, ujrzał ze zdziwieniem koło swej głowy wyhaftowaną poduszkę, którą zrobiła mu Waria, żona brata; dotknął się haftu i spróbował przypomnieć sobie Warię i swe ostatnie widzenie się z nią, lecz myślenie o czemkolwiek innem męczyło go. — „Nie, trzeba koniecznie zasnąć!“ — Przysunął poduszkę i przycisnął do niej głowę, lecz musiał wysilać się, by móc leżyć z zamkniętemi oczyma. Nagle zerwał się i usiadł: „wszystko skończyło się, trzeba pomyśleć, co i jak mam uczynić teraz.“ Przebiegł szybko myślą całe swe życie, wyłączając z niego miłość ku Annie.