Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/261

Ta strona została skorygowana.

nogi stołu, na kosz do papierów i na tygrysią skórę. Prędkie, skrzypiące kroki służącego, przechodzącego przez salon, kazały mu opamiętać się. Zmusił się na chwilę do równowagi umysłowej i pojął, że znajduje się na podłodze, dostrzegłszy zaś krew na tygrysiej skórze i na swej ręce, zrozumiał, że strzelał do siebie.
„Głupio!... nie trafiłem!“ — szepnął, szukając ręką rewolweru. Rewolwer leżał tuż koło niego, lecz on szukał go dalej. Nie przestając szukać, przechylił się na drugą stronę i nie mając sił utrzymać równowagi, upadł, brocząc we własnej krwi.
Elegancki lokaj z bokobrodami, który niejednokrotnie już uskarżał się przed znajomymi na swe słabe nerwy, przestraszył się do tego stopnia, ujrzawszy swego pana na podłodze, że zostawił go broczącego we krwi i pobiegł po pomoc. W godzinę później przyjechała bratowa Wrońskiego, Waria, i z pomocą trzech doktorów, po których posłała i którzy jednocześnie prawie przyjechali, położyła rannego do łóżka i pozostała, by pielęgnować go.

XIX.

Karenin, przygotowując się do widzenia z żoną, nie przypuszczał na chwilę tej okoliczności, że skrucha Anny będzie szczerą, że on przebaczy, że jednak ona może nie umrzeć. Był to błąd z jego strony, którego znaczenie pojął dopiero w dwa miesiące po powrocie z Moskwy. Lecz błąd, jaki uczynił, był nietylko skutkiem nierachowania się z tą okolicznością, lecz również i skutkiem nieznajomości swego serca, którego, jak się pokazało, Aleksiej Aleksandrowicz nie znał aż do dnia widzenia się z umierającą żoną. Przy łożu chorej żony po raz pierwszy w życiu poddał się temu uczuciu tkliwego współczucia, jakie budziły w nim zawsze cierpienia bliźnich i którego dawniej wstydził się, uważając je za oznakę słabego charakteru. I litość nad żoną i wyrzuty