Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/272

Ta strona została skorygowana.

mie, że ona jest jedną z tych kobiet, które nie mogą żartować ze swemi uczuciami. Jedno z dwojga: albo niech on zdobędzie się na energię i niech ją wywiezie stąd, albo też niech jej da rozwód. Stan obecny może ją zabić.
— Tak, tak, właśnie... — przerwał Obłoński z westchnieniem — po to też przyjechałem... to jest właściwie nie po to wyłącznie... zostałem niedawno szambelanem, więc muszę podziękować, lecz przedewszystkiem chciałbym załatwić i tę sprawę.
— Więc szczęść Boże! — rzekła Betsy.
Odprowadzając księżnę do sieni, Stepan Arkadjewicz jeszcze raz pocałował ją w rękę, w tem właśnie miejscu, gdzie uderza puls, nagadał tyle głupstw, że ona sama nie wiedziała czy ma się śmiać, czy też gniewać, poczem poszedł do siostry, którą zastał we łzach.
Stepan Arkadjewicz, pomimo swego humoru, tryskającego wesołością, odrazu zaczął mówić tym współczującym, poetyczno-wzniosłym tonem, jaki najbardziej odpowiadał usposobieniu Anny: zapytał siostrę o zdrowie i jak spędziła ranek.
— Źle, bardzo źle... i dzień i ranek i wszystkie minione już i nadejść mające dni — odrzekła.
— Zdaje mi się, że poddajesz się zbytnio ponuremu usposobieniu; trzeba się otrząsnąć z tego, trzeba spojrzeć spokojnie na życie. Wiem, że ci ciężko, lecz...
— Słyszałam, że kobiety kochają mężczyzn nawet za ich wady — nagle zaczęła Anna — lecz ja nienawidzę go za jego zalety. Nie mogę żyć z nim... zrozum, że widok jego działa na mnie odrażająco, że wyprowadza mnie z równowagi. Nie mogę w żaden sposób żyć z nim, nie mogę!... cóż mam robić... byłam nieszczęśliwą i myślałam, że już nie można być nieszczęśliwszą, lecz tego strasznego położenia, w jakim znajduję się obecnie, nie byłam nawet w stanie wyobrazić sobie. Czy uwierzysz, że ja wiedząc, iż on jest dobrym, doskonałym człowiekiem, żem nie warta jego pa-