i który czuł się zmieszanym zwróconemi na siebie spojrzeniami, kosił w pierwszych chwilach — źle, chociaż silnie machał.
Po za nim dały się słyszyć głosy:
— Źle osadzona, rączka za wysoka, zginać mu się niedobrze — odezwał się jeden z kosiarzy.
— Trzeba piętą nalegać więcej — rzekł drugi.
— Nic mu nie będzie, przyzwyczai się — mówił starzec — bierzesz panie zanadto szeroki rząd, zmęczysz się... Gospodarz, wiadomo, że dla siebie się stara!... Nie tak jak z przymusu!... za to nas kiedyś po karkach bijano!...
Trawa stała się miększą i Lewin przysłuchując się słowom kosiarzy, lecz nie odpowiadając na nie i starając się kosić o ile można najlepiej, szedł za Titem. Przeszli w ten sposób ze sto kroków. Tit szedł wciąż, nie zatrzymując się i nie okazując najmniejszego zmęczenia, lecz Lewin zmęczył się do tego stopnia, iż lękał się, że nie wytrzyma, gdyż czuł, że resztą sił macha kosą i chciał już prosić Tita, aby ten zatrzymał się. Lecz Tit sam stanął, schylił się, wziął garść trawy, obtarł kosę i zaczął ją ostrzyć. Lewin wyprostował kości i odetchnąwszy głęboko, obejrzał się. Idący za nim chłop również zmęczył się widocznie, gdyż, nie dochodząc do Lewina, zatrzymał się i zaczął ostrzyć. Tit naostrzył swoją kosę i kosę Lewina i znów obaj poszli dalej.
I znów było to samo. Tit szedł nieustannie naprzód, machając kosą, nie zatrzymywał się i nie czuł zmęczenia. Lewin szedł za nim, starając się nie pozostawać w tyle i coraz ciężej i ciężej było mu kosić; za każdym razem, gdy Lewin czuł, że zbliża się chwila, w której zabraknie mu sił, Tit zatrzymywał się i ostrzył kosę.
W ten sposób przeszli pierwszy, długi pokos, który wydawał się Lewinowi szczególniej trudnym, lecz za to, gdy pokos skończył się i Tit, zarzuciwszy kosę na plecy, walnym krokiem wracał tem samem pasmem łąki, który kosił przed chwilą i na którym widać było ślady jego obcasów, Lewin również poszedł za nim i pomimo, że pot kroplami
Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/28
Ta strona została skorygowana.