Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/306

Ta strona została skorygowana.

zamknięte w klatce, chodził po pokoju, wyglądając co chwila na korytarz i przypominał sobie z rozpaczą i przestrachem o wszystkiem, co nagadał Kiti, i aż włosy stawały mu ze strachu na głowie, gdy zaczął przypuszczać, co ona może myśleć o nim, z powodu jego nieobecności.
Wreszcie, sprawca całego nieszczęścia, Kużma, cały zadyszany, z koszulą w ręku wpadł do pokoju.
— Dobrze, że ich jeszcze zastałem; kładziono już rzeczy na furmankę.
Po upływie trzech minut, Lewin, nie patrząc na zegarek, aby nie jątrzyć rany, biegł pędem przez korytarz.
— Nic już sobie tem nie pomożesz — uspokajał go Stepan Arkadjewicz, idąc powoli za nim i uśmiechając się. — Jakoś to będzie... jakoś to będzie... zaręczam ci!

IV.

— Przyjechali! To on! który? Czy ten młodszy? A ona wygląda ledwo żywa! — rozległo się w tłumie, gdy Lewin, podawszy w kruchcie rękę narzeczonej, razem z nią wszedł do cerkwi.
Stepan Arkadjewicz opowiedział żonie, dlaczego pan młody spóźnił się, goście uśmiechali się i szeptali półgłosem. Lewin na nic i na nikogo nie zwracał uwagi, gdyż patrzał się nieustannie tylko na narzeczoną. Wszyscy mówili, że Kiti zbrzydła bardzo w ciągu ostatnich paru dni, i że w ślubnej sukni wygląda nie tak ładnie jak zwykle, lecz Lewin nie uważał tego, przypatrywał się jej wysokiemu uczesaniu, długiemu, białemu welonowi i białym kwiatom, wysokiemu, stojącemu kołnierzowi, zasłaniającemu z boków i odsłaniającemu z przodu jej długą szyję i uderzająco szczupłą figurę i zdawało mu się, że narzeczona jego była ładniejszą niż kiedykolwiek; nie dlatego, aby te kwiaty, ten welon, ta suknia, sprowadzona prosto z Paryża, dodawały jej urody i wdzięku, lecz dlatego, że bez względu na ten zby-