powoli i zwrócił się twarzą do państwa młodych. Był to ten sam ksiądz, który spowiadał Lewina. Zmęczonemi i smutnemi oczyma swemi popatrzał na narzeczonego i narzeczoną, westchnął, wyjął z pod kapy prawą rękę, pobłogosławił nią pana młodego i tak samo, lecz z odcieniem delikatnej pieszczoty, położył złożone palce na schyloną głowę Kiti; następnie podał im świece i wziąwszy trybularz, odszedł od nich powoli.
„Czyżby to było naprawdę?“ — pomyślał Lewin i spojrzał na narzeczoną; widział jej profil trochę z góry i z zaledwie dostrzegalnego ruchu jej warg i rzęs przekonał się, że poczuła jego spojrzenie. Kiti nie obejrzała się, lecz wysoki koronkowy kołnierz poruszył się i podniósł ku jej maleńkiemu, różowemu uchu. Widział, że wstrzymała westchnienie w piersiach i widział, jak zadrżała maleńka jej ręka w długiej rękawiczce.
W pamięci Lewina zatarło się wspomnienie kłopotów z koszulą, spóźnienie się, rozmowy ze znajomymi i krewnymi, ich niezadowolenie, własne śmieszne położenie, wszystko to nagłe znikło i stało mu się wesoło i strasznie zarazem.
Przystojny, tęgi protodyakon w srebrnej stule, ze zwieszającymi się fryzowanymi lokami, wystąpił śmiało naprzód i, ująwszy brewiarz wprawnym ruchem, stanął przed księdzem.
„Bło-go-sław Panie!“ — rozległy się uroczyste dźwięki, poruszające stopniowo fale powietrza. — „Chwalmy Boga naszego nieustannie, teraz i zawsze i na wieki wieków!“ — słabym i śpiewnym głosem odpowiedział staruszek ksiądz, porządkując wciąż na anałoju.
I, napełniając całą cerkiew od okien aż pod strop, zgodnie i szeroko rozległ się, wzmacniał, na chwilę ustał i powoli począł zamierać, pełny akord niewidzialnego chóru.
Wznoszono, jak zwykle, modły o zbawienie, za synod, za cesarza i za zawierające obecnie śluby małżeńskie sługi Boże: Konstantego i Katarzynę.
Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/309
Ta strona została skorygowana.