Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/314

Ta strona została skorygowana.

Siergiej Iwanowicz rozmawiał z Darją Dmitrjewną i przez żarty zapewniał ją, że zwyczaj podróży poślubnych rozpowszechnił się dlatego, że państwo młodzi zawsze mają pewne wyrzuty sumienia.
— Brat pana może być dumnym... ma taką milutką żonę... zdaje mi się, że panu zazdrość.
— Dla mnie należy to już do przeszłości, Darjo Dmitrjewno — odparł Siergiej Iwanowicz i twarz jego spochmurniała nagle, a oczy przybrały smutny i poważny wyraz.
Stepan Arkadjewicz opowiadał jednej z kuzynek kalambur o rozwodzie.
— Trzeba poprawić wianek — odrzekła, nie słuchając go.
— Jaka szkoda, że ona tak zbrzydła — mówiła hrabina Nordston do Lwowej. — On z tem wszystkiem nie wart jej palca... jestem bezwarunkowo tego zdania.
— On mi się jednak bardzo podoba, nie dlatego, że to przyszły mój beau frère — zauważyła Lwowa — lecz taki jest zawsze na swojem miejscu, a to tak trudno, będąc w jego położeniu, nie być śmiesznym... on zaś nie jest ani śmiesznym, ani sztywnym, widać tylko, że jest naprawdę wzruszonym.
— Zdaje się, żeście państwo spodziewali się tego?
— Prawie. Ona zawsze lubiła go bardzo.
— Trzeba będzie zauważyć, które z nich stanie pierwej na dywanie. Radziłam Kiti...
— Wszystko jedno — odparła Lwowa — my wszystkie jesteśmy uległe żony, mamy to już we krwi.
— A ja naumyślnie pierwsza stanęłam. A pani? — zwróciła się ku Dolly.
Dolly stała koło nich, słyszała rozmowę, lecz nic nie odpowiadała; była wzruszoną, łzy kręciły się jej w oczach. Gdyby się była odezwała, musiałaby się rozpłakać natychmiast; widok Kiti i Lewina wzruszał ją, gdyż przypominała sobie swój ślub i spoglądając na uśmiechniętego i rozradowanego Stepana Arkadjewicza, zapomniała o teraźniejszości