Wroński miał dar rozumienia sztuki i był w stanie dokładnie i ze smakiem naśladować ją, zdawało mu się więc, że ma wszelkie dane, aby zostać artystą, i po krótkiem wahaniu się nad rodzajem malarstwa, jakie ma sobie obrać: religijnem, historycznem, rodzajowem, czy też realistycznem, wziął się do malowania. Znał się na wszystkich rodzajach, i każdy z nich mógł go natchnąć, lecz nie mógł wyobrazić sobie, aby można było niewiedzieć zupełnie, jakie są rodzaje malarstwa i natchnąć się bezpośrednio tem, co w duszy powstaje, nie troszcząc się wcale, czy to, co się maluje, będzie należało do jakiegobądż rodzaju. Ponieważ nie wiedział o tem, i nie bezpośrednie życie dawało mu natchnienie, lecz pośrednie, wcielone w sztukę, przeto natchnienie przychodziło nań nadzwyczaj prędko i łatwo, i również prędko i łatwo Wroński osiągał to, że namalowane przezeń obrazy były bardzo podobne do tego rodzaju, jaki chciał naśladować.
Najbardziej ze wszystkich rodzajów podobał mu się francuski, efektowny, i w tym rodzaju zaczął malować portret Anny we włoskim kostyumie, a portret ten wydawał się i jemu i wszystkim, co go oglądali, bardzo udatnym.
Stary zapuszczony pałac, z wysokimi rzeźbionymi plafonami i freskami na ścianach, z mozajkowemi posadzkami, z grubemi, żółtemi, aksamitnemi portyerami, z wysokiemi oknami, z urnami na konsolach i kominkach, z rzeźbionemi drzwiami, z ponuremi salami, zawieszonemi obrazami; pałac ten samą swą powierzchownością podtrzymywał we Wrońskim, gdy się tylko do niego wprowadził, to przyjemne złudzenie, że on, Wroński, jest nie tyle rosyjskim właścicielem ziemskim, koniuszym dworu nie pełniącym służby, ile wykształconym znawcą i mecenasem sztuk pięknych i skromnym artystą, który wyrzekł się świata, stosunków i ambitnych zamiarów dla ukochanej kobiety.