Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/333

Ta strona została skorygowana.

to już raz djabli wzięli!“ — myślał, pracując gorączkowo; rysował właśnie człowieka gniewającego się. Rysunek ten był już raz zrobionym, lecz Michajłow był z niego niezadowolonym. — „Nie, tamten był lepszy... Gdzie on się podział?“ — poszedł więc do żony i marszcząc brwi i nie patrząc na nią, zapytał najstarszą córeczkę, gdzie jest ten papier, który dostała od niego? Papier z nieudanym rysunkiem znalazł się, lecz był cały powalany i pokapany stearyną. Pomimo to Michajłow wziął rysunek, położył go przed sobą na stole i odstąpiwszy parę kroków, zaczął mu się przyglądać z zamrużonemi oczyma; naraz uśmiechnął się i machnął z radością ręką.
— Tak, tak! — zawołał, i w tej chwili wziąwszy ołówek, począł prędko rysować. Stearynowa plama nadawała rysunkowi zupełnie inną pozę.
Michajłow rysował tę pozę, i nagle przypomniała mu się energiczna twarz kupca z wystającym podbródkiem, u którego brał zwykle cygara, i narysował taką samą twarz i podbródek. Malarz roześmiał się z radości, gdyż postać z martwej, wymyślonej, stała się odrazu żywą i taką, że nie można już było jej zmieniać. Postać ta żyła, była zrozumiała i pełna wyrazu. Można było poprawić rysunek w ogólnych zarysach, można, a nawet trzeba było rozstawić inaczej nogi, zmienić zupełnie gest lewej ręki i odrzucić włosy z czoła; czyniąc jednak te poprawki, Michajłow nie zmieniał samej postaci, usuwał tylko wszystko, co zaciemniało główną postać; zdawało mu się, że zdejmuje z niej zasłony, jakie zakrywały sobą niektóre części całej postaci; każde nowe pociągnięcie ołówka bardziej jeszcze dodawało postaci energii i siły, jakie wystąpiły tak wyraźnie od stearynowej plamy. Michajłow kończył już rysunek, gdy oddano mu bilety wizytowe.
— Zaraz! zaraz! — i udał się do żony.
— No, co tam Sasza, nie gniewaj się! — rzekł, uśmiechając się nieśmiało i serdecznie. — Tyś była winna, jam