był winien, ale załatwię to wszystko. — I pogodziwszy się z żoną, ubrał się w oliwkowe palto z aksamitnym kołnierzem, włożył kapelusz i udał się do pracowni; o rysunku, który mu się udał, zapomniał już zupełnie.
O obrazie, nad którym obecnie pracował, miał w głębi duszy przekonanie, że obrazu takiego nikt nigdy jeszcze nie malował: nie przypuszczał, aby obraz jego miał być lepszym od rafaelowskich, lecz wiedział, że tego, co chce oddać na swym obrazie, nikt nigdy nie oddawał jeszcze. O tem wiedział napewno i wiedział już oddawna, gdyż od chwili, gdy zaczął pracować nad tym obrazem; w każdym razie jednak do sądów ludzkich, bez różnicy od kogo by one pochodziły, przywiązywał ogromną wagę i sądy te obchodziły go bardzo. Każda uczyniona mu, choćby najdrobniejsza uwaga, która dowodziła, że patrzący się widzą choć cząstkę tego, co on widzi w swym obrazie, wzruszała go do głębi; przypuszczał, że sędziowie jego mają więcej daru rozumienia niż on, i pewnym był, że oni dojrzą coś takiego w jego obrazie, czego on sam nie widzi, i zdawało mu się, że w sądach widzów znajduje to często.
Michajłow zbliżał się prędko do drzwi swej pracowni i chociaż był wzruszonym, uderzyło go jednak łagodne oświetlenie postaci Anny, stojącej w cieniu koło drzwi wchodowych i rozmawiającej z ożywieniem z Goleniszczewem, który jej właśnie coś opowiadał. Rozmawiając z Goleniszczewem Anna chciała jednocześnie przyjrzeć się nadchodzącemu artyście. Michajłow sam nie zauważył tego, jak podchodząc ku nim, uchwycił w jednej chwili to wrażenie, równie jak dawniej podbródek kupca sprzedającego cygara, i schował je w sobie, by wyjąć je, gdy tego zajdzie potrzeba. Goście, których opowiadania Goleniszczewa rozczarowały już poprzednio do Michajłowa, jeszcze bardziej zostali rozczarowani jego wyglądem: średniego wzrostu, barczysty, niezgrabny w ruchach, Michajłow wywarł ujemne wrażenie swym cynamonowym kapeluszem, oliwkowym paltotem i wąskiemi spodniami, gdy
Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/334
Ta strona została skorygowana.