jak nawskroś, tego dobrego, poczciwego człowieka, ale urzędnika do szpiku kości, który nie chce nawet wiedzieć, co czyni. Zdaje mi się jednak...
Nerwowe, ruchliwe oblicze Michajłowa rozjaśniło się nagle, oczy nabrały blasku, malarz chciał odezwać się, do tego jednak stopnia był onieśmielonym, że nie mógł ust otworzyć i udał, że zakaszlał się. Michajłowa zachwycił sąd Goleniszczewa, chociaż zdolności jego co do ocenienia dzieł sztuki artysta stawiał nadzwyczaj nisko, i chociaż ta uwaga o świetnym wyrazie twarzy Piłata, jako urzędnika, była dość błahą; Michajłowa mogło też urazić, że Goleniszczew zwrócił uwagę na taki drobny szczegół i nie zauważył znaczniejszych rzeczy, on również myślał o postaci Piłata to samo co i Goleniszczew. Fakt, że uwaga powyższa była jedną z miliona tych, które, jak Michajłow był o tem głęboko przekonany, wszystkie były jak najzupełniej słuszne, nic nie ujęło wagi spostrzeżeniu uczynionemu przez Goleniszczewa. Michajłow pokochał Goleniszczewa za to spostrzeżenie, i o ile przedtem był przygnębionym, o tyle teraz opanował go zachwyt; cały obraz ożył nagle przed nim. Michajłow znowu chciał odezwać się i powiedzieć, że i on również w ten sposób a nie inaczej pojmuje Piłata, lecz wargi drżały mu do tego stopnia, że nie był w stanie odezwać się ani słowa. Wroński i Anna również rozmawiali z sobą tym przyciszonym głosem, jakim zwykle rozmawia się na wystawach obrazów, potrochu, aby nie urazić twórcy tych obrazów, potrochu, aby nie powiedzieć głośno głupstwa, które zwykle wyrywa się z taką łatwością podczas wszelkich rozmów o sztuce. Michajłowowi zdawało się, że obraz i na nich wywarł wrażenie, podszedł więc bliżej ku nim.
— Dziwny wyraz ma Chrystus! — rzekła Anna. Wyraz ten podobał jej się najbardziej ze wszystkiego, co widziała na obrazie, domyśliła się więc, że jest to środek ciężkości obrazu i że pochwała ta sprawi artyście przyjemność. — Widać, że żal mu Piłata.
Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/338
Ta strona została skorygowana.