Dwaj chłopcy w cieniu wierzby łowili ryby na wędkę. Jeden z nich, starszy, dopiero co zarzucił wędkę i uważnie wyciągał popławek zaplątany o krzak i cały był pochłonięty tem zajęciem; drugi zaś, młodszy, leżał na trawie, oparł na ręku rozczochraną jasną główkę i spoglądał na wodę błękitnemi, zamyślonemi oczyma. O czem on też myślał?
Na widok zachwytu, wywołanego przez obraz, poprzednie wzruszenie poczęło na nowo ogarniać Michajłowa, który w ogóle unikał i nie lubiał tych jałowych wspomnień przeszłości, dlatego też, chociaż pochwały te cieszyły go, chciał jednak zwrócić uwagę widzów na trzeci obraz.
Wroński zapytał, czy obraz nie jest przeznaczonym na sprzedaż? Michajłow nigdy nie lubiał rozmów o kwestyach pieniężnych, szczególnie zaś, gdy był podnieconym, jak obecnie.
— Przeznaczyłem go na sprzedaż — odparł z niechęcią i skrzywił się.
Gdy goście opuścili pracownię, Michajłow siadł naprzeciwko obrazu Chrystusa i Piłata, i przypominał sobie to, co powiedzieli i czego nie powiedzieli, lecz co mieli na myśli ci goście. I dziwna rzecz, to co miało dla niego tyle wagi wtedy, gdy oni byli w jego pracowni i gdy w wyobraźni swej patrzał na obraz pod ich kątem widzenia, straciło nagle dla niego wszelkie znaczenie; zaczął przypatrywać się swemu obrazowi całem swem artystycznem spojrzeniem i doszedł do stanu zupełnej pewności, że obraz jest doskonałym i że ma wartość. Stan taki potrzebnym bywał Michajłowowi, aby osiągnąć natężenie, wyłączające wszystkie myśli o czem bądź innem; Michajłow tylko przy takiem natężeniu umysłu mógł pracować.
Noga Chrystusa w sandale była w każdym razie nie taką, jaką Michajłow życzył sobie widzieć, ujął więc pędzel i wziął się do pracy. Poprawiając nogę patrzał nieustannie na postać Jana, umieszczoną na drugim planie, na którą goście nie zwrócili nawet uwagi, lecz która, a Michajłow wiedział o tem dobrze, była szczytem doskonałości. Skończywszy
Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/342
Ta strona została skorygowana.