Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/35

Ta strona została przepisana.

Trawa w środku wąwozu sięgała aż do pasa i była delikatna, miękka i puszysta; miejscami pstrzyły się na niej bratki.
Po krótkiej naradzie, czy kosić wzdłuż czy też wszerz, Prochor Jermilin, znany kosiarz, ogromny, czarniawy chłop, poszedł naprzód, przeszedł swój rząd, zawrócił i zaczął kosić, za nim stanęli rzędem inni. Słońce zaszło za las. Rosa spadła już; promienie zachodzącego słońca oświetlały kosiarzy na wzgórzu, na dole zaś podniosła się już mgła i ludzie pracowali w cieniu. Praca kipiała. Trawa podcinana uderzeniami kosy kładła się wysokimi pokosami. Kosiarze rozstawieni gęsto po krótkich rzędach, pobrzękując blaszankami, uderzając kosami kosy, śmiali się i nawzajem dodawali sobie ochoty.
Lewin szedł wciąż miedzy młodym chłopakiem a starym chłopem. Stary ubrał się w kurtkę z owczej skóry i był wciąż w dobrym humorze, żartował i poruszał się żwawo. Między drzewami trafiały się nieustannie soczyste grzyby, które również ścinano kosami, lecz starzec, dojrzawszy grzyb, schylał się za każdym razem, zrywał go i chował za pazuchę.
— Przyniosę gościńca mej starej — dowodził.
Chociaż łatwo było kosić wilgotną i miękką trawę, spuszczać się jednak ze spadzistych pochyłości wąwozu i piąć się po nich było trudno. Stary zdawał się nie zwracać na to uwagi. Machając wciąż tak samo kosą, małym pewnym siebie krokiem swych obutych w duże łapcie nóg, wchodził powoli na pochyłości i chociaż trząsł się całem ciałem, nie pozostawiał za sobą ani jednej trawki, ani jednego grzyba i tak samo żartował wciąż z chłopami i z Lewinem. Lewin szedł za nim i zdawało mu się czasami, że stary musi upaść, wspinając się z kosą w ręku na taki stromy wzgórek, na który i bez kosy trudno było wdrapać się; lecz stary właził i kosił zawzięcie. Lewin był przekonanym, że jakaś wewnętrzna siła powoduje starym chłopem.