i dnie niepogodne, wiła, jak umiała swe gniazdo i usiłowała jednocześnie wić je i uczyć się, jak to czynić należy.
Ta drobiazgowość Kiti, wręcz przeciwna ideałowi, jaki Lewin wyrobił sobie o szczęśliwych chwilach miodowego miesiąca, stanowiła jedno z jego rozczarowań, lecz zarazem taż drobiazgowość, której nie rozumiał, lecz którą nie mógł nie zachwycać się, oczarowywała go.
Drugiem rozczarowaniem, lecz i oczarowaniem zarazem, były sprzeczki; Lewin nigdy nie mógł wyobrazić sobie, aby pomiędzy nim a żoną mogły istnieć innego rodzaju stosunki, prócz najbardziej czułych, opartych na wzajemnym szacunku i miłości, i nagle w ciągu pierwszych dni pokłócili się z sobą do tego stopnia, że ona powiedziała mu, iż on nie kocha jej, iż kocha tylko samego siebie, zaczęła płakać i machać rękoma.
Ta pierwsza sprzeczka zaszła z tego powodu, że Lewin pojechał na jeden z dalszych folwarków i nie było go w domu o pół godziny dłużej, gdyż zabłądził z powrotem, chcąc dostać się do domu krótszą drogą; wracał, myśląc tylko o niej, o swej miłości, o swem szczęściu, i im bliżej był domu, tem większa czułość ku niej ogarniała go. Wbiegł do pokoju z tem samem uczuciem, a nawet z jeszcze silniejszem, niż wtedy, gdy przyjechał do Szczerbackich oświadczać się i nagle spotkał się z ponurem jej wejrzeniem, jakiego nigdy przedtem u niej nie widział, a gdy chciał pocałować ją, Kiti odsunęła się.
— Co ci się stało?
— Wesoło ci... — zaczęła mówić, usiłując być spokojną i jadowitą zarazem.
Zaledwie jednak otworzyła usta, gdy wyrwały się z nich potoki niczem nieusprawiedliwionych wyrzutów zazdrości, żalu, wszystkiego, co męczyło ją w ciągu pół godziny, spędzonej nieruchomie koło okna. Teraz dopiero Lewin po raz pierwszy pojął dokładnie, czego nie mógł zrozumieć, gdy po ślubie odprowadzał ją od ołtarza; zrozumiał, że ona nietylko
Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/350
Ta strona została skorygowana.