Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/362

Ta strona została skorygowana.

— Idź, idź! — rzekła Kiti, spoglądając na niego przelęknionem, poczuwającem się do winy spojrzeniem.
Lewin, nic nie odpowiadając, wyszedł na korytarz, gdzie spotkał natychmiast Maryę Nikołajewna, która wiedziała już o jego przyjeździe, lecz nie śmiała wejść do pokoju. Marya Nikołajewna nic nie zmieniła się od tego czasu, gdy Lewin widział ją po raz ostatni w Moskwie; była w tej samej wełnianej sukni, z obnażonemi rękoma i szyją; twarz jej tylko stała się cokolwiek pełniejszą i zawsze miała ten sam dobroduszny, trochę tępy wyraz.
— No i cóż? jakżeż on się miewa?
— Bardzo źle. Nie wstaje zupełnie... czekał tylko ciągle na pana. On... Czy pan... z żoną?
Lewin nie wiedział z początku o co jej idzie, lecz Marya Nikołajewna w tej chwili wytłumaczyła mu.
— Ja odejdę, pójdę do kuchni — rzekła — on ucieszy się bardzo, gdyż wie, że pan już się ożenił i przypomina sobie, że widywał ją za granicą.
Lewin zrozumiał, że Marya Nikołajewna ma na myśli jego żonę, i nie wiedział co ma odpowiedzieć.
— Chodźmy więc do niego! — rzekł.
Nie zdążył jednak jeszcze przejść paru kroków, gdy drzwi jego numeru otworzyły się znowu i wyjrzała z nich Kiti; Lewin aż zarumienił się ze wstydu i gniewu na żonę, która i siebie i jego postawiła w takiem przykrem położeniu, lecz Marya Nikołajewna zarumieniła się jeszcze bardziej, skuliła się cała i oblała gorącym rumieńcem, tak, że aż łzy zakręciły się jej w oczach, i schwyciwszy w ręce końce chustki, poczęła ją skubać czerwonymi palcami, nie wiedząc co mówić i co robić z sobą.
Lewin w pierwszej chwili w tem spojrzeniu, jakiem Kiti patrzała na tę niezrozumiałą dla siebie straszną kobietę, widział wyraz chciwej ciekawości; Kiti przez mgnienie oka przypatrywała się Maryi Nikołajewnie, poczem zapytała:
— No i cóż? Jak on się miewa?