najlepsze. Masza, posprzątaj tutaj!... a jak posprzątasz, to wyjdź! — dodał, spoglądając pytająco na brata.
Lewin nic nie odpowiedział, wyszedł na korytarz i przystanął na nim; powiedział, że przyprowadzi żonę, lecz teraz, gdy zdał sobie sprawę z tego uczucia, jakiego sam doznał, postanowił, że właśnie teraz będzie usiłował namówić ją, aby nie chodziła do chorego. „Po co ona ma się męczyć tak jak ja?“ — pomyślał.
— No i cóż? jak tam? — zapytała Kiti z przestrachem.
— Strasznie! strasznie! Po coś ty przyjechała? — zawołał Lewin.
Kiti pomilczała przez parę sekund, patrząc z obawą i litością na męża, potem podeszła ku niemu i obydwoma rękoma ujęła go za łokieć.
— Kostia, zaprowadź mnie do niego, lżej nam będzie we dwoje. Ty tylko zaprowadź mnie tam, zaprowadź na miłość Boską i wyjdź — zaczęła go prosić. — Zrozum, że dla mnie patrzeć na ciebie i nie widzieć jego, jest jeszcze większą przykrością. Tam mogę być zapewne pożyteczną i jemu i tobie... pozwól mi, pozwól... proszę cię! — błagała męża, jak gdyby szczęście jej życia zależało od tego.
Lewin musiał się przychylić do próśb żony i po krótkim odpoczynku, zapomniawszy zupełnie o Maryi Nikołajewnie znów udał się do umierającego brata, tym razem w towarzystwie Kiti.
Idąc po cichu i nieustannie spoglądając na męża, i chcąc mu okazać w ten sposób swą odwagę i współczucie, Kiti weszła do pokoju chorego i odwróciwszy się cichutko, zamknęła za sobą drzwi bez żadnego hałasu; krokami, które nie dawały się słyszeć, podeszła prędko do łoża chorego i zbliżając się w ten sposób, aby chory nie miał potrzeby odwracać głowy, ujęła natychmiast swą silną młodą ręką szkielet jego ogromnej dłoni, uścisnęła ją i z tem ożywieniem, właściwem tylko kobietom, zaczęła niezbyt głośno rozmawiać z Mikołajem.
Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/365
Ta strona została skorygowana.