Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/378

Ta strona została skorygowana.

Z dłonią umierającego z swej dłoni siedział tak pół godziny, godzinę jedną i drugą. Teraz nie myślał już zupełnie o śmierci; myślał o tem, co robi Kiti? kto mieszka w sąsiednim numerze? czy doktor ma swój własny dom? poczem uczuł głód i potrzebę snu. Ostrożnie więc oswobodził swą dłoń i dotknął nóg chorego. Nogi były zimne, lecz chory oddychał. Lewin znowu próbował wyjść na palcach, lecz chory znowu poruszył się i szepnął: „nie odchodź.“...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Zaczęło już świtać, a stan chorego nie ulegał zmianie. Lewin zwolna i ostrożnie oswobodził swą dłoń i nie spoglądając na umierającego, wyszedł z pokoju i poszedł spać. Gdy się obudził, myślał, że dowie się o śmierci brata, dowiedział się jednak, że choremu zrobiło się znacznie lepiej, że znowu zaczął siadać na łóżku i kaszlać, że znowu zaczął jeść, rozmawiać i znowu przestał mówić o śmierci, znowu zaczął spodziewać się, że wyzdrowieje i znowu stał się jeszcze bardziej złośliwym i ponurym, niż był przedtem. Nikt, ani brat, ani Kiti, nie mogli mu dogodzić, gdyż gniewał się na wszystkich i wszystkim mówił nieprzyjemności, wyrzucał wszystkim swe cierpienia i żądał, aby przywieziono mu znakomitego doktora z Moskwy. Za każdym razem, gdy go zapytywano, jak się czuje, odpowiadał niechętnie i niecierpliwie: cierpię strasznie, nie mogę już wytrzymać!
Chory cierpiał coraz bardziej i bardziej, szczególniej od odleżyn, których nie można już było zagoić, i coraz bardziej a bardziej gniewał się na otaczających go, czyniąc im ciągłe wymówki, głównie zaś za to, że nie przywożą mu doktora z Moskwy.
Kiti na rozmaite sposoby starała się ulżyć mu i uspokajać go, usiłowania jej jednak były bezowocne i Lewin widział, że żona, chociaż nie przyznaje się do tego, jest zmęczoną i fizycznie i moralnie. Wrażenie śmierci, jakie wy-