— No, zdaje się, że tobie nie trzeba tego.
— Mnie, nie, ale różnym chorym na nerwy.
— W istocie, należałoby wypróbować. A ja chciałem co prawda zajść do ciebie na łąkę, ale upał tak mi dokuczał, że doszedłem tylko do lasu, gdzie posiedziałem trochę, a potem lasem udałem się na wieś, gdzie spotkałem twoją mamkę; sondowałem poglądy, jakie chłopi mają co do ciebie. O ile mogłem zrozumieć, nie aprobują twego postępowania.
Mamka powiedziała mi: „to nie pańska rzecz.“ Wogóle zdaje mi się, że w pojęciach ludu są określone pewne stałe wymagania, którym tak zwana przez nich „pańskość“ zadość czynić powinna, patrzą się więc niechętnie, gdy panowie przekraczają granice, które oni im zakreślili.
— Może być, ale to jest taka przyjemność, jakiej nigdy jeszcze w życiu nie zaznałem. Złego w tem przecież nic niema. Nie prawdaż? — odparł Lewin. — A cóż robić, jeśli to mi się podoba. A zresztą, jak mi się zdaje, nic to nikomu nie szkodzi, co?
— Wogóle — ciągnął Siergiej Iwanowicz — jesteś, jak widzę, zadowolonym z dnia dzisiejszego?
— Nadzwyczaj. Skosiliśmy całą łąkę. A z jakim sympatycznym starym chłopem zapoznałem się tam. Nie możesz sobie wyobrazić, co to za rozkosz!
— Jednem słowem, jesteś zadowolonym z dzisiejszego dnia, i ja również. Najprzód rozwiązałem dwa zadania szachowe; jedno bardzo ładne: zaczyna się pionkiem. Pokażę ci je. A potem zastanawiałem się nad naszą wczorajszą rozmową.
— Co, nad naszą wczorajszą rozmową? — zapytał Lewin, uśmiechając się rozkosznie i wzdychając po skończonym obiedzie, nie mogąc sobie przypomnieć w żaden sposób wczorajszej rozmowy z bratem.
— Jestem zdania, że masz poczęści racyę. Różnica w zapatrywaniach naszych polega na tem, że ty za główny motor uważasz osobisty interes, ja zaś przypuszczam, że każdy człowiek, stojący na pewnym stopniu rozwoju umy-
Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/38
Ta strona została skorygowana.