Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/381

Ta strona została skorygowana.

Doktor twierdził, że niezdrowie pochodzi ze zmęczenia, wzruszenia, i nakazał jej spokój.
Po obiedzie jednak Kiti wstała i, jak zawsze, poszła z robótką do chorego. Mikołaj popatrzał na nią surowo i uśmiechnął się z pogardą, gdy mu powiedziała, że była niezdrową; tego dnia ucierał nieustannie nosa i jęczał żałośnie.
— Jak się pan czuje? — zapytała go Kiti.
— Gorzej! — odparł z trudnością — boli mnie...
— Gdzie boli?
— Wszędzie.
— Dzisiaj skończy się wszystko, zobaczy pani — odezwała się Marya Nikołajewna, i chociaż wyrzekła te kilka wyrazów szeptem, jednak chory dosłyszał je. Lewin syknął na Maryę Nikołajewnę i obejrzał się na brata. Na Mikołaju usłyszane wyrazy nie wywarły żadnego wrażenia; patrzał wciąż przed siebie z wyrazem głębokiego wyrzutu i skupienia.
— Dlaczego? — zapytał Lewin Maryi Nikołajewny, gdy ta wyszła za nim na korytarz.
— Szarpie na sobie — odrzekła.
— Jakto szarpie?
— A tak — odparła, skubiąc palcami fałdy swej wełnianej sukni. I w rzeczy samej Lewin zauważył, że dzisiaj chory chwyta ciągle za koszulę i zdaje się chcieć ją ściągnąć z siebie.
Przepowiednia Maryi Nikołajewny okazała się słuszną. Nad wieczorem chory nie miał już siły podnieść rąk, a patrzał tylko przed siebie, nawet wtedy, gdy brat lub Kiti pochylali się nad nim, tak, aby mógł patrzeć na nich, spoglądał wciąż przed siebie w jeden punkt. Kiti posłała po duchownego, aby odczytał modlitwę za konających.
Gdy ksiądz skończył modlitwę, umierający nie dawał żadnego znaku życia i leżał z zamkniętemi oczyma. Lewin, Kiti i Marya Nikołajewna stali koło łóżka. Ksiądz nie skończył jeszcze modlić się, gdy umierający przeciągnął się, westchnął i otworzył oczy. Ksiądz przeżegnał się, przyłożył