Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/403

Ta strona została przepisana.

Wspomnienie o żonie, która tyle względem niego zawiniła i w porównaniu z którą był świętym, jak na to słusznie zwróciła uwagę Lidya Iwanowna, nie powinno było oddziaływać na niego wcale; Aleksiej Aleksandrowicz był jednak nieswój; nie mógł rozumieć książki, którą czytał, nie mógł odpędzić od siebie przykrych wspomnień o swych stosunkach z nią, o tych błędach, które, jak mu się zdawało, popełniał w postępowaniu z nią. Przypominał sobie, jak wracając z wyścigów, wysłuchał jej wyznania (szczególnie zaś, że wymagał wtedy od niej tylko zachowania zewnętrznych pozorów, a nie wyzwał Wrońskiego na pojedynek); przykrem mu było również wspomnienie o liście, jaki napisał do niej, szczególnie zaś przebaczenie, na nic nikomu nie potrzebne; rumieńce wstydu paliły go, gdy przypominał sobie, że i pielęgnował cudze dziecko i troszczył się o nie.
Takiego samego uczucia wstydu i żalu doświadczał teraz, gdy przypominał sobie całe swe przeszłe pożycie z nią i swą nieśmiałość, z jaką po dość długiem wahaniu oświadczył się jej.
„Lecz cóż ja winien jestem?“ — zapytywał siebie, a pytanie to wywoływało w nim zawsze drugie: „czy też inaczej czuje, inaczej się kocha, inaczej się żeni reszta ludzi, ci Wrońscy, Obłońscy... ci szambelani z grubemi łydkami“, i wtedy stawał przed nim długi szereg tych dobrze zbudowanych, silnych, pewnych siebie mężczyzn, którzy zawsze i wszędzie zwracali pomimowoli na siebie jego uwagę.
Aleksiej Aleksandrowicz usiłował otrząsnąć się od myśli tego rodzaju, usiłował przekonać siebie samego, że żyje nietylko dla chwilowego doczesnego życia, lecz dla wiecznego, że w duszy jego panuje spokój i miłość. Lecz to, co w tem przemijającem marnem życiu popełnił, niektóre małe uchybienia, trapiły go, jak gdyby nie było tego wiecznego zbawienia, w które wierzył głęboko. Ten upadek ducha trwał jednak niedługo i wkrótce w duszy Aleksieja Aleksandrowicza zapanował znów dawny spokój i wzniosłość, dzięki