Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/405

Ta strona została skorygowana.

— Jest paniczu! — szeptem odparł szwajcar, potrząsając głową — jest od hrabiny.
Sieroża domyślił się natychmiast, że w paczce, o której mówił mu szwajcar, znajduje się upominek od Lidyi Iwanownej, nadesłany mu na urodziny.
— Co też ty powiadasz?. Gdzie?
— Korniej zaniósł do pokoju papy... musi być w niej coś ładnego!
— A czy duża... czy będzie taka?
— Trochę mniejsza, ale ładna...
— Książka?
— Nie, coś innego. Ale niech panicz idzie... Wasilij Łukicz woła — rzekł szwajcar, słysząc zbliżające się kroki guwernera, i zdejmując ostrożnie z ręki Sieroży rękawiczkę, skinął głową w stronę Łukicza.
— Wasilij Łukiczu! w tej chwili! — zawołał Sieroża, uśmiechając się wesoło i serdecznie, czem zawsze rozbrajał wymagającego Wasilja Łukicza.
Sieroża był zbyt wesołym i szczęśliwym dzisiaj, aby mógł nie podzielić się ze swym przyjacielem szwajcarem przyjemną wiadomością, o której dowiedział się na spacerze w Letnim ogrodzie od siostrzenicy Lidyi Iwanownej. Zadowolenie, spowodowane tą wieścią, zdawało mu się być tem większem, że zbiegło się z radością obwiązanego urzędnika i z przyniesieniem zabawek. Sieroży zdawało się, że dzisiaj wszyscy powinni być zadowoleni i szczęśliwi.
— Czy wiesz, że papa dostał Aleksandra Newskiego? — zapytał Sieroża.
— Co nie mam wiedzieć!... przyjeżdżali przecież winszować...
— A papa bardzo się cieszy?
— Czyż można nie cieszyć się z łaski cesarskiej!... widocznie zasłużył... — dodał szwajcar surowo i poważnie.
Sieroża zamyślił się, wpatrując się w znaną sobie do najdrobniejszych szczegółów twarz szwajcara, szczególnie zaś