Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/411

Ta strona została przepisana.

Sieroża nie wierzył zupełnie w śmierć, o której często słyszał; nie wierzył, aby ukochani przez niego ludzie mogli umierać, a przede wszystkiem, aby on sam miał umrzeć. Śmierć przedstawiała mu się rzeczą niemożebną i niepojętą. Mówiono mu jednak, że wszyscy umierają; Sieroża pytał się nawet o to ludzi, którym wierzył, i ci odpowiadali twierdząco; niania również mówiła o tem, chociaż z pewną niechęcią. Enoch jednak nie umarł, a zatem nie wszyscy umierają. „Dlaczegóż więc każdy nie może mieć zasług przed Bogiem i być wciętym żywcem do nieba?“ — myślał. Źli, to jest ci, których Sieroża nie lubi, mogą sobie umierać, ale dobrych powinien spotkać los Enocha.
— Jacyż patryarchowie byli?
— Enoch, Enos...
— Mówiłeś już o nim przecież. Źle, Sierożo, bardzo źle! Jeżeli nie starasz się dowiedzieć o tem, co jest najpotrzebniejszem każdemu chrześcijaninowi — rzekł ojciec wstając — to czyż jest jakakolwiek rzecz, coby cię mogła zajmować?... i ja jestem niezadowolony z ciebie i Piotr Ignatjewicz[1] również... Musisz wiec być ukaranym...

I ojciec i nauczyciel obydwaj byli niezadowoleni z Sieroży, i w rzeczy samej malec uczył się źle. Nie można jednak było w żadnym razie powiedzieć, aby miał być niezdolnym; w istocie był zdolniejszym od wielu chłopców, których nauczyciele stawiali mu za wzór. Z punktu widzenia Aleksieja Aleksandrowicza Sieroża nie chciał się uczyć zadawanych lekcyj, w istocie zaś nie mógł się uczyć ich; nie mógł, gdyż w duszy swej odczuwał inne potrzeby, którym pragnął bardziej zadośćuczynić niż tym, których ojciec i nauczyciele wymagali od niego. Te jedne i drugie potrzeby były wręcz przeciwne sobie, i Sieroża walczył otwarcie ze swymi wychowawcami. Miał dziewięć lat, był jeszcze dzieckiem, lecz znał dokładnie swą duszę; była mu drogą,

  1. Piotr Ignatjewicz był to główny wychowawca Sieroży.