Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/425

Ta strona została skorygowana.

Sieroża, rozpromieniony uśmiechem szczęścia, trzymając się jedną ręką matki, a drugą niańki, uderzał o dywan swemi tłustemi nóżkami; życzliwość, jaką ulubiona niańka okazywała matce, doprowadzała go do zachwytu.
Mamo! ona często przychodzi do mnie i za każdym razem jak przyjdzie... — zaczął opowiadać, lecz nagle przestał mówić, zauważywszy, że niańka szepnęła matce parę słów i że na twarzy matki znać było przestrach i zakłopotanie, czego nigdy dotąd nie mógł sobie wyobrazić u matki.
Anna podeszła do niego.
— Kochanie ty moje! — rzekła.
Nie mogła powiedzieć: żegnaj mi, lecz powiedział to wyraz jej twarzy, i Sieroża domyślił się tych słów. — Kochany mój, kochany Kutiku! — odezwała się, zowiąc go pieszczotliwie, jak zwała, gdy był małem dzieckiem — ty nie zapomnisz mnie? Ty... — ale więcej nie mogła już mówić.
Potem dopiero przychodziły Annie na myśl najrozmaitsze rzeczy, jakie mu mogła wtedy powiedzieć, a teraz nic nie wiedziała i nie była w stanie odezwać się. Sieroża domyślił się jednak wszystkiego, co matka chciała mu powiedzieć; domyślił się, że jest nieszczęśliwą i że kocha go; domyślił się nawet tego, co niańka szepnęła Annie po cichu.
Dosłyszał wyrazy: „zawsze o dziewiątej godzinie“, domyślił się z nich natychmiast, że tu mowa o ojcu i że matka nie powinna się z nim spotykać. Rozumiał to, nie mógł jednak zrozumieć jednej rzeczy: dlaczego na twarzy jej znać było przestrach i zmięszanie?... Nic złego przecież nie zrobiła, a boi się go i wstydzi się czegoś; aby rozprószyć swe wątpliwości chciał zadać matce jedno pytanie, zabrakło mu jednak odwagi. Widział, że matka cierpi i litował się nad nią, przytulił się więc do niej tylko mocno i szepnął:
— Nie odchodź jeszcze mamo... on nie tak prędko nadejdzie.
Matka odsunęła go od siebie, aby przekonać się, czy syn rozumie to, co mówi, i na wylęknionej twarzyczce jego