Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/429

Ta strona została skorygowana.

lecz że w tej chwili nadejdzie, i że kazał spytać się czy Anna przyjmie księcia Jawszyna, bawiącego obecnie w Petersburgu.
„Przyjdzie nie sam, a od wczorajszego południa nie widział mnie — pomyślała — zobaczy się ze mną, a ja nie będę mogła powiedzieć mu wszystkiego, gdyż przyjdzie z Jawszynem“... I nagle przyszła jej do głowy dziwna myśl: „a jeżeli przestał już kochać mnie?“
I przypominając sobie zdarzenia, zaszłe w ciągu ostatnich paru dni, zdawało się jej, że we wszystkiem widzi tylko potwierdzenie swej strasznej myśli. Wczoraj nie był w domu na obiedzie, nalegał na to, aby każde z nich po przyjeździe do Petersburga, stanęło oddzielnie, nawet i teraz przychodził do niej nie sam, zdając się unikać z nią rozmowy w cztery oczy.
„Ale on powinien powiedzieć mi o tem, ja muszę wiedzieć prawdę; gdy będę ją wiedziała, tem samem będę wiedziała, co mam robić na przyszłość“ — myślała, nie czując się na siłach przedstawić sobie swego położenia, gdy przekona się o jego obojętności. Zdawało się jej, że przestał już ją kochać, była bliską rozpaczy i wskutek tego czuła się nadzwyczaj zdenerwowaną; zadzwoniła na pokojówkę i poszła ubierać się. Przy ubieraniu zwracała baczniejszą uwagę, niż zwykle, na swą toaletę, jak gdyby on mógł, przestawszy ją już kochać, pokochać na nowo za to, że ujrzy ją w sukni, w jakiej będzie jej najlepiej do twarzy i w ładnem uczesaniu.
Anna nie zdążyła jeszcze ubrać się, gdy rozległ się dzwonek.
Gdy weszła do salonu, nie Wroński, lecz Jawszyn spotkał ją spojrzeniem. Wroński przeglądał fotografie jej syna i nie spieszył się rzucić na nią okiem.
— My znamy się — rzekła, kładąc drobną swą rękę w ogromną dłoń zmieszanego (co tak dziwnie odbijało od jego ogromnego wzrostu i grubych rysów) Jawszyna. —