widzenia się z nią. Obecnie lato ma się ku końcowi, prosiłbym więc panią o możliwie prędki powrót do Petersburga, w każdym razie nie później niż w przyszły wtorek. Zechce pani mieć na uwadze, że zależy mi bardzo na tem, aby powyższa prośba moja została spełnioną.
„PS. W załączeniu pieniądze, które pani mogą być potrzebne.“
Aleksiej Aleksandrowicz przeczytał list i był zadowolonym z niego, szczególniej zaś z tego, że przypomniał sobie o pieniądzach: w całym liście nie było ani jednego nielitościwego wyrazu, ani jednej wymówki, lecz nie było też i pobłażania, a co więcej, był złoty most do pojednania się. Złożywszy list, wygładziwszy go dużym ciężkim nożem ze słoniowej kości i włożywszy razem z pieniądzmi do koperty, Aleksiej Aleksandrowicz zadzwonił z zadowoleniem, jakie zawsze wzbudzały w nim jego ładne przybory do pisania.
— Powiesz woźnemu, żeby jutro rano doręczył to Annie Arkadjewnie.
— Słucham, jaśnie panie. Czy herbatę mam podać do gabinetu?
Aleksiej Aleksandrowicz kazał podać herbatę do gabinetu i bawiąc się ciężkim nożem, siadł na fotelu, koło którego stała już zapalona lampa i leżała rozpoczęta francuska książka o eugubicznych napisach. Nad fotelem wisiał w złotych ramach owalny portret Anny, pędzla jednego z lepszych malarzy. Aleksiej Aleksandrowicz spojrzał na portret żony: oczy jej patrzały na niego z tą samą ironią i zuchwałością, jak i tego wieczoru, gdy po raz pierwszy rozmawiał z nią o Wrońskim. Widok świetnie zrobionej koronki na głowie, czarnych włosów i białej, prześlicznej ręki z serdecznym palcem, pokrytym pierścieniami, rozdrażnił Aleksieja Aleksandrowicza. Przyjrzawszy się z minutę portretowi Aleksiej Aleksandrowicz wzdrygnął się, tak że wstrzęsły mu się wargi i wydały dźwięk „brr“, poczem odwrócił się natychmiast. Zająwszy miejsce w fotelu, Aleksiej Aleksandrowicz otworzył