trawę. A my z panią porozmawiamy sobie przy herbacie ue’ll have a cosy chat, nieprawdaż? — zwróciła się ku Annie z uśmiechem, ściskając ją za rękę, w której Anna trzymała parasolkę.
— Tembardziej, że nie mogę korzystać zbyt długo z towarzystwa pani, gdyż muszę być u starej Wrede; obiecałam się jej już od stu lat — rzekła Anna, dla której kłamstwo, przeciwne jej naturze, stało się od jakiegoś czasu w stosunkach towarzyskich rzeczą nietylko zwykłą i łatwą, lecz nawet przyjemną, i Anna nie mogłaby w żaden sposób powiedzieć, dlaczego mianowicie powiedziała to, o czem przed chwilą nie myślała zupełnie: powiedziała to tylko dlatego, że chciała zabezpieczyć swą swobodę i postarać się w jakibądż sposób zobaczyć się z Wrońskim, gdyż wiedziała, że go tutaj nie ujrzy. Ale dlaczego właśnie powiedziała o starej frejlinie Wrede, do której mogła pojechać, również dobrze, jak i do wielu innych swych znajomych, tego nie potrafiłaby objaśnić; swoją drogą pokazało się potem, że Anna obmyślając jaknajsprytniej, w jaki sposób zobaczyć się z Wrońskim, nie mogła wpaść na lepszą myśl.
— Nie puszczę pani za nic w świecie — odparła Betsy, wpatrując się bacznie w Annę. — Doprawdy, gdybym tak pani nie kochała, jak kocham, obraziłabym się: wygląda na to, że pani obawia się, aby moje towarzystwo nie skompromitowało jej. Podaj nam herbatę do małego salonu — odezwała się do lokaja, mrużąc jak zwykle oczy.
Wziąwszy list, Betsy przeczytała go.
— Aleksiej uczynił nam un faux bond, nie dotrzymał nam słowa — rzekła po francusku — pisze, że nie może przyjechać — dodała w najnaturalniejszy sposób, jak gdyby jej nigdy nie mogło przyjść do głowy, że Wroński ma dla Anny jakiebądź inne znaczenie prócz krokietu. Anna wiedziała, że Betsy wie o wszystkiem, słysząc ją jednak, jak mówiła przy niej o Wrońskim, była przez chwilę pewną, że Betsy nie wie o niczem.
Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/90
Ta strona została skorygowana.