Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/106

Ta strona została skorygowana.

— W istocie byłoby daleko lepiej, Anno Arkadjewno — rzekł budowniczy — ale teraz już zapóźno.
— W rzeczy samej zajmuje mnie to bardzo — odparła Anna Świażskiemu, gdy ten wyraził swój podziw nad jej znajomością budownictwa — nowy budynek powinien odpowiadać szpitalowi, zaprojektowano go jednak później i bez powziętego z góry planu.
Skończywszy rozmawiać z budowniczym, Wroński przyłączył się znowu do pań i poprowadził je do wnętrza szpitala.
Urządzenie piętra było już prawie zupełnie gotowem, chociaż tynkowano jeszcze zewnętrzne ściany, a na dole pociągano olejną farbą. Całe towarzystwo weszło do sieni po szerokich żelaznych schodach, a stamtąd do pierwszego obszernego pokoju. Ściany były pomalowane na marmur, ogromne okna z lustrzanemi szybami wstawiano już, tylko posadzka niebyła jeszcze skończoną; stolarze, którzy układali ją, przestali heblować, aby zdjąć tasiemki, podwiązujące im włosy i powitać głębokim ukłonem odwiedzających.
— To poczekalnia — rzekł Wroński — będzie tu stało tylko biurko, stół, szafa i nic więcej.
— Chodźmy teraz tutaj... nie zbliżajcie się państwo do okna — ostrzegała Anna, dotykając ramy okiennej i próbując, czy farba olejna już zaschła — Aleksieju, już wyschła zupełnie! — dodała.
Z poczekalni weszli na korytarz; tutaj Wroński pokazał gościom nowe urządzenia wentylacyjne, potem nowe wanny marmurowe i łóżka z nowo wynalezionemi sprężynami; oprowadzał ich po salach, spiżarni, kuchni, składzie bielizny, goście zaciekawieni przyglądali się nowym, specyalnym piecom, taczkom, nie sprawiającym żadnego hałasu, a przeznaczonym do rozwożenia po korytarzach pożywienia, lekarstw i t. d. dla chorych. Świażski oceniał wszystko jak człowiek, który miał już sposobność zapoznać się z najnowszemi ulepszeniami. Dolly z nieukrywanem zdumieniem przyglądała się wielu rzeczom, jakie widziała po raz pierwszy