Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/108

Ta strona została skorygowana.

— Nie znam się zupełnie na koniach i będzie mi bardzo przyjemnie — odparła Darja Aleksandrowna.
Z twarzy Wrońskiego widziała, że ma do niej jakiś interes, i w rzeczy samej nie myliła się; gdy przez furtkę weszli znowu do parku, Wroński popatrzał za odchodzącą Anną i przekonawszy się, że nie może ich ani widzieć, ani słyszeć, zaczął:
— Zgadła pani, że pragnę z nią porozmawiać — odezwał się, spoglądając na nią śmiejącemi się oczyma. — Nie mylę się chyba, przypuszczając, że pani jest przyjaciółką Anny...
Wroński zdjął kapelusz i chustką obtarł łysiejącą głowę.
Darja Aleksandrowna nic nie odpowiedziała, spojrzała tylko na niego z przestrachem; z chwilą, gdy została się z Wrońskim sam na sam, ogarnęło ją uczucie obawy, śmiejące się oczy i surowy wyraz twarzy przerażały ją. W umyśle jej powstały nagle najrozmaitsze przypuszczenia, co za interes Wroński może mieć do niej, „będzie prosił mnie, abym przyjechała do niego z dziećmi, na co będę musiała dać odmowną odpowiedź, lub też, abym w Moskwie wzięła pod swą opiekę Annę i bywała z nią... Może chce rozmówić się ze mną o Wasieńce Wesłowskim i Annie? a może być, że o Kiti i o tem, że poczuwa się względem niej do winy?“... Dolly spodziewała się tylko nieprzyjemnych tematów rozmowy, lecz nie przypuszczała nawet tego, o czem on naprawdę miał zamiar mówić.
— Pani ma ogromny wpływ na Annę, ona kocha panią bardzo, niech pani będzie łaskawą przyjść mi z pomocą.
Darja Aleksandrowna pytająco i z obawą patrzała na jego energiczną twarz, która, to cała, to znów częściowo tylko ukazywała się w słońcu, przedzierającem się przez gęste cienie lip, to na chwilę znowu zapadała w mroku. Wroński, uderzając laską po żwirze, szedł koło niej i nie odzywał się wcale, chociaż Dolly z niecierpliwością czekała słów jego.