Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/129

Ta strona została skorygowana.

— Przypuśćmy, że spróbuję. I co z tego wyniknie? — wyrzekła pytanie, nad którem tysiąc razy zastanawiała się już, i odpowiedź na które umiała już na pamięć. — Wyniknie tylko, że ja, nienawidząc go, a jednak poczuwając się względem niego do winy i uznając jego wspaniałomyślność, będę musiała upokorzyć się i napisać do niego... Przypuśćmy, że przemogę się i napiszę, a wtedy on da albo uwłaczającą mi odpowiedź, albo zgodzi się. Przypuśćmy, że się zgodzi — Anna znajdowała się w tej chwili w dalszym końcu pokoju i zatrzymała się, poprawiając portyerę przy oknie — że da mi rozwód, a sy-syn? Przecież oni nie oddadzą mi go; przecież on, pogardzając mną, będzie się wychowywał u swego ojca, któregom ja porzuciła. Zdaje się, że ja kocham jednakowo, w każdym razie jednak bardziej niż siebie, dwie istoty: Sierożę i Aleksieja...
Anna wyszła na środek pokoju i stanęła przed Dolly z założonemi na piersiach rękoma. W białym szlafroku postać jej zdawała się szczególnie wysoką i szeroką; pochyliła głowę i z ukosa patrzała błyszczącemi, wilgotnemi oczyma na Dolly, drżącą całą ze wzruszenia, maleńką, szczupło i niepokaźnie wyglądającą w swym łatanym kaftaniku, i rzekła do niej:
— Kocham tylko te dwie istoty, a miłość ku jednej musi wyłączać miłość ku drugiej. Nie mogę połączyć tych dwóch miłości w jedną, a tego tylko pragnę. A jeżeli tego uczynić nie mogę, to reszta jest mi zupełnie obojętna. Musi to mieć w każdym razie jakiś koniec, dlatego też nie mogę, nie lubię mówić o tem. Nie czyń mi więc zarzutów i nie miej mi tego za złe... ty jesteś taka czysta i niewinna, że nie możesz zrozumieć wszystkich mych cierpień.
Anna podeszła ku Dolly, siadła koło niej i patrząc jej w twarz, ujęła bratowe za rękę:
— Jak myślisz? Jakież jest twoje zdanie o mnie? Nie pogardzaj mną tylko, gdyż ja nie zasługuję na wzgardę. Jestem tylko nieszczęśliwa... jeżeli ktobądż jest nieszczęśli-