cniejszymi i najlepszymi ludźmi — dowodziła szczerze i z zapałem, zapomniawszy już o nieokreślonem uczuciu niezadowolenia i zakłopotania, jakiego doznawała podczas pobytu w Wozdwiżeńskiem.
Wroński i Anna spędzili całe lato i jesień na wsi, ciągle w tych samych warunkach, nie czyniąc żadnych starań w celu uzyskania rozwodu; zdawało się, że stanęła pomiędzy nimi cicha umowa, iż nie wyjadą nigdzie; gdy nadeszła jednak jesień i goście rozjechali się, każde z nich przyszło w głębi duszy do przekonania, że nie można długo wytrzymać takiego życia i że trzeba będzie koniecznie zmienić tryb jego. A dotychczasowy tryb czynił zadość wszelkim wymaganiom: był dostatek, było zdrowie, było dziecko, a prócz tego każde z nich miało swe zajęcie. Anna, gdy nie było gości, pracowała wciąż nad sobą, czytała bardzo dużo i powieści i, stosownie do mody, poważniejsze dzieła; kazała sobie przysyłać wszystkie książki, o których znajdowała pochlebne wzmianki w prenumerowanych przez siebie zagranicznych dziennikach, i odczytywała je z uwagą, z jaką czytuje się tylko wtedy, gdy się jest samotnym. Prócz tego z książek i pism specyalnych zapoznała się z kwestyami, mającemi związek z działalnością Wrońskiego, i to do tego stopnia, że Wroński mógł zwracać się bardzo często wprost do niej z pytaniami, tyczącemi gospodarstwa, budownictwa, chowu koni, a nawet i sportu; podziwiał on jej wiedzę, pamięć, i z początku nie zbyt ufając radom Anny, wyrażał nieraz swe powątpiewanie, w takich razach ona odszukiwała w książkach odpowiedni ustęp i pokazywała mu.
Urządzenie szpitala również zajmowało Annę; tu była nietylko pomocną, ale nawet niejedną rzecz sama obmyśliła i potrafiła wykonać. Najbardziej jednak obchodziła ją kwestya, czy jest kochaną przez Wrońskiego i czy, i o ile może