Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/15

Ta strona została skorygowana.

sprawie, udawała, że jest zajętą szyciem i że nie zwraca żadnej uwagi na maliny, rozmawiała więc z córkami, spoglądając od czasu do czasu na maszynkę, nad którą stała Agafia Michajłowna.
— Ja dla służących kupuję zwykle sama tanie materyały na suknie — mówiła księżna. — Może trzeba zdjąć pianę, moje serce? — dodała, zwracając się do Agafii Michajłownej. — To nie twoja rzecz i za gorąco dzisiaj — wstrzymała Kiti.
— Ja zdejmę — rzekła Dolly, podeszła do maszynki i zaczęła wodzić łyżką po kipiącym syropie, uderzając nią zlekka od czasu do czasu po talerzu, napełnionym już do połowy różnobarwnemi, żółto-różowemi szumowinami. — „Jak oni będą to wylizywać przy herbacie!“ — myślała o swych malcach, przypominając sobie, jak sama, będąc dzieckiem, dziwowała się, że starsi nie jadają tego, co jest właśnie najlepszem, to jest piany.
— Stiwa powiada, że lepiej dawać pieniądze — zauważyła Dolly w dalszym ciągu toczącej się przed chwilą rozmowy, w jaki sposób dawać służbie podarunki, lecz...
— Jakżeż można pieniądze! — jednogłośnie zaoponowały księżna i Kiti. — One to cenią bardzo...
— Ja, naprzykład, kupiłam w zeszłym roku naszej Matrenie Siemianownie nie popeliny, ale coś w tym rodzaju — rzekła księżna.
— Pamiętam... miała to na sobie na imieniny mamy. Śliczny deseń... Gdybym nie dawała jej tego, kazałabym dla siebie zrobić taką samą suknię. Coś w tym rodzaju jak ma Wareńka... bardzo ładne i tanie.
— No, teraz zdaje się, że już dosyć — rzekła Dolly, mięszając syrop.
— Jak dotąd, zamało gęsty. Pogotójcie jeszcze trochę, Agafio Michajłowno!
— Te muchy! — z gniewem mruknęła Agafia Michajłowna — zawsze będzie takie same — dodała.