Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/151

Ta strona została skorygowana.

muszę pracować daleko więcej niż pracowałem na służbie, i również, jak i pan, mam zaledwie pięć procent, a i za to dziękuję Bogu... moja praca to już się nic nie liczy.
— Po co więc pan pracuje, jeżeli gospodarstwo naraża pana tylko na straty?
— Cóż mam robić? Przyzwyczajenie i przekonanie, iż tak należy. Powiem panu jeszcze więcej — opierając się na okno i rozgadując się, dodał obywatel — syn mój niema najmniejszego zamiłowania do roli, kieruje się na uczonego, nie będzie więc miał kto pracować w dalszym ciągu, ja jednak pracuję wciąż... w ostatnich czasach naprzykład założyłem ogród...
— Tak, tak — potwierdził Lewin — przyznaję panu słuszność. Ja również wiem, że niema dla mnie żadnego wyrachowania pracować na wsi, a jednak pracuję... człowiek pomimowoli poczuwa się do obowiązków względem ziemi...
— Niech pan posłucha, coś panu opowiem. Przyjechał razu pewnego do mnie mój sąsiad kupiec. Oprowadzałem go po gospodarstwie i po ogrodzie, gdy wtem on odzywa się do mnie: „gospodarstwo prowadzi pan świetnie... tylko ogród w zaniedbaniu.“ A ja dbam o ogród. „Ja na mój rozum powycinałbym te lipy, przecież jest ich tutaj z tysiąc, a z każdej z nich można mieć po kilka desek, drzewo zaś lipowe stoi teraz w cenie, a niech pan jeszcze i łyko weźmie pod uwagę.“
— A on za te pieniądze nakupowałby bydła lub za pół ceny nabyłby ziemi i powydzierżawiał chłopom — dokończył z uśmiechem Lewin, który widocznie nieraz już spotykał się z takimi pomysłami — i kupiec ten dorobi się pieniędzy, a mnie i panu niech Bóg da tylko, abyśmy nie potracili majątku i mieli co zostawić dzieciom.
— Słyszałem, że się pan ożenił? — zapytał obywatel.
— Tak — z zadowoleniem pełnem dumy odparł Lewin. — W rzeczy samej, to dziwna rzecz — mówił dalej — pomimo to wszystko jednak robimy swoje, jak gdyby nam