w domu, gdy obchodził wybór Niewiedowskiego, ogarniało go przyjemne poczucie, że zwyciężył kandydat, któremu on dopomagał. Same wybory do tego stopnia pociągały go, że już zamyślał postawić swą kandydaturę za trzy lata na przyszłych wyborach, jeżeli już tylko będzie żonatym; tak samo, jak dawniej, gdy dostał nagrodę na wyścigach w biegu, w którym dżokiej dosiadał konia, zachciało mu się przyjmować w nich osobisty udział.
Dzisiaj obchodzono wygraną dżokeja. Wroński siedział na pierwszem miejscu, mając z prawej strony młodego gubernatora, jenerała świty. Dla wszystkich była to pierwsza osoba w gubernii, zagajająca uroczyście zjazdy, wygłaszająca mowy i wzbudzająca, jak to Wroński zauważył, w wielu obywatelach i uszanowanie i pewną obawę; dla Wrońskiego zaś był to tylko Masłów „Kaśka“, jak go zwano w korpusie paziów, którym opiekował się łaskawie i usiłował mettre à son aise. Z lewej strony siedział Niewiedowski ze swą młodą, energiczną i złośliwą twarzą. Wroński był dla niego uprzedzająco grzecznym i zwracał się do niego z pewnym szacunkiem.
Świażski zapatrywał się wesoło na swe niepowodzenie; nie uważał nawet tego za niepowodzenie, jak to sam zaznaczył, zwracając się z pełnym kieliszkiem do Niewiedowskiego, i twierdząc, że nie można znaleźć godniejszego przedstawiciela nowego kierunku, w jakim powinna kroczyć cała szlachta, i dlatego wszystko, co jest tylko szlachetnem, jak wyraził się Świażski, cieszy się z dzisiejszego powodzenia i obchodzi je uroczyście.
Stepan Arkadjewicz cieszył się również, że spędza wesoło czas, i że wszyscy są w zupełności zadowoleni. Podczas obiadu rozmawiano o minionym zjeździe. Świażski w komiczny sposób przedrzeźniał płaczliwą mowę marszałka i, zwracając się do Niewiedowskiego, zauważył, że jego ekscelencya będzie musiał znaleźć mniej prosty sposób na sprawdzanie sum, niż łzy.
Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/160
Ta strona została skorygowana.